Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Praktyki odbywałem u taty" - Dariusz Jagielski, zegarmistrz z Torunia o swojej pracy

Sara Watrak
Sara Watrak
- Klienci czasami do mnie przychodzą i mówią: "Ja zegarek mam w komórce." A ja na to żartem: "Ja to w komórce rower trzymam" - mówi pan Dariusz Jagielski, jeden z niewielu toruńskich zegarmistrzów. Odwiedziliśmy go w jego pracowni.
- Klienci czasami do mnie przychodzą i mówią: "Ja zegarek mam w komórce." A ja na to żartem: "Ja to w komórce rower trzymam" - mówi pan Dariusz Jagielski, jeden z niewielu toruńskich zegarmistrzów. Odwiedziliśmy go w jego pracowni. Grzegorz Olkowski
- Klienci czasami do mnie przychodzą i mówią: "Ja zegarek mam w komórce." A ja na to żartem: "Ja to w komórce rower trzymam" - mówi pan Dariusz Jagielski, jeden z niewielu toruńskich zegarmistrzów. Odwiedziliśmy go w jego pracowni.

Obejrzyj: Odkrywamy Toruń. Spacerkiem po Chełmińskim i Mokrem

od 16 lat

Dariusz Jagielski, zegarmistrz z Torunia, naprawi każdy zegar - nawet ten z XIX wieku

Przy ul. Wojska Polskiego w tzw. kwadracie, na piętrze, od lat swoją pracownię prowadzi pan Dariusz Jagielski. Zegarmistrzem jest od przeszło 30 lat. Wcześniej zegarmistrzami byli jego ojciec i dziadek. Pan Dariusz nigdy nie myślał, aby zostać policjantem albo strażakiem. Od dziecka ciągnęło go w stronę zegarów. - Od maleńkości lubiłem sklejać modele samolotów. Ciągnęło mnie do takich precyzyjnych rzeczy. Zegarmistrzem chciałem być od zawsze – mówi. Praktyki odbywał u własnego taty, który niegdyś miał zakład w Chełmży, później przy Wojska Polskiego, w kwadracie, obok fryzjera. Po śmierci taty pracownię przejął pan Dariusz. Od około 15 lat klientów zaprasza na I piętro pawilonu.

Naprawia i wiekowe, i współczesne zegary. - Ostatnio klient przyniósł mi stary, zabytkowy zegarek do naprawy – mówi i pokazuje nam czasomierz ze szczerego złota. - Pochodzi najprawdopodobniej z 1850 roku – dodaje zegarmistrz.

A co obecnie najczęściej naprawia się w zegarach? Jak tłumaczy nam pan Dariusz, są części, które wymagają smarowania specjalnym olejkiem. Jego żywotność wynosi około pięciu lat. - Tak jak w samochodzie co jakiś czas trzeba wymieniać olej, tak i tu najlepiej co pięć lat robić taką konserwację – radzi zegarmistrz i dodaje, że niekiedy ludzie próbują robić to sami, ale zwykle wychodzą na tym gorzej i drożej, bo przy okazji coś uszkodzą albo nasmarują urządzenie niewłaściwym olejem.

Polecamy

Poza tym zakład odwiedzają osoby, które chcą wymienić pasek – a wybór u pana Dariusza jest bardzo szeroki - albo baterię. Jak się okazuje, to nie tylko starsi klienci. - Dużo młodzieży też przychodzi. Znajdują zegarki po dziadkach, chcą je nosić, więc przynoszą do naprawy lub konserwacji – mówi pan Dariusz. Do jego pracowni zaglądają też kolekcjonerzy, którzy wyszukują zegary na aukcjach. Przyjeżdżają nie tylko z Torunia, lecz nawet z Gdańska.

- A dzisiaj ma do mnie przyjechać stały klient, który mieszka za Kowalewem. Ma wnuka, którego lubię, bo to on psuje klientowi zegar – śmieje się nasz rozmówca. - Podejdzie do wahadła, porusza, pobuja i zegar przestaje chodzić – wyjaśnia.

Wtedy do pracy wkracza torunianin, który przywraca zegar do życia.

W Toruniu pozostało już niewielu zegarmistrzów. Część z nich nie decyduje się na naprawę zegarów, a jedynie wymienia baterię lub paski. - Ostatnio był u mnie klient, który twierdził, że inny zegarmistrz powiedział mu, że jego zegarka nie da się już naprawić. A to nie był tani zegarek. Sprawdziłem, okazało się, że w jednym kole wypadły zęby. To można załatwić. Kosztuje to troszeczkę pracy, żeby dostać się do tego koła, ale da się to zrobić – mówi pan Dariusz.

Polecamy

Pandemia dała się zegarmistrzowi we znaki

W czasie pandemii głośno było o problemach branży gastronomicznej, hotelarskiej czy kosmetycznej. Ale, jak się okazuje, przez koronawirusa ucierpiały też małe biznesy.

- Jak była pierwsza fala, to bywało, że w ogóle klientów nie miałem. Czasami w ciągu dnia tylko jeden klient przyszedł. Raz zagrałem w totolotka. Ale się cieszyłem, gdy okazało się, że stówkę wygrałem. A było wtedy naprawdę kiepsko – wspomina pan Dariusz.

Aby jakoś ratować biznes, w czasie pandemii jeździł do stałych klientów do domów.

Pan Dariusz ma trzynastoletniego syna. Jeszcze nie wiadomo, czy chłopiec pójdzie w ślady taty.

- Chciałbym, aby ktoś to przejął po mnie, może nie jako główne zajęcie, ale chociaż jako hobby – mówi nasz rozmówca.

Mamy coraz mniej czasu i coraz mniej... zegarków

Zegarmistrz nie ukrywa, że obserwuje nadgarstki innych ludzi. - Takie zboczenie zawodowe – śmieje się. Z jego obserwacji wynika, że obecnie rzadziej nosimy zegarki. - Klienci czasami do mnie przychodzą i mówią: „Ja zegarek mam w komórce.” A ja na to żartem: „Ja to w komórce rower trzymam”. Niby mam zegarek w samochodzie, mam w telefonie, ale na ręce też lubię mieć – mówi. Z tego samego założenia wychodzą jego klienci. Niektórzy z nich dostali zegarki po kimś z rodziny i choć nie są one zbyt wiele warte, to dla nich – bardzo cenne. Chcą je naprawić i nosić. Takie zegarki stanowią swego rodzaju pamiątkę. A pamiątek nie kupimy w sieciówce. Niestety, podobnie jest z czasem. Tego również nie kupimy. Ale gdy znajdą Państwo wolną chwilę, zachęcamy do odwiedzin u lokalnego zegarmistrza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: "Praktyki odbywałem u taty" - Dariusz Jagielski, zegarmistrz z Torunia o swojej pracy - Nowości Dziennik Toruński

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska