„Nadwyżka świeżych maślaków. Wiaderko 5 kg plus małe. Wstępnie przeczyszczone i przebrane. 50 złotych”. Oto jedno z ogłoszeń, jakie znalazło się na lokalnej grupie internetowej dla bydgoszczan. Kolejny anons zaczyna się tak: „Promocja na prawdziwki świeże, tegodniowe, oczyszczone, 40 zł za kilogram”. Dla tych, którzy nie wiedzą, co autor miał na myśli - tegodniowe oznacza, że zbierane tego samego dnia, kiedy zostały wystawione na sprzedaż.
Kto inny oferuje maślaki, przyniesione kilka godzin wcześniej z podbydgoskiego lasu. Chce dostać 22 zł za kilo. Można jednak się targować: kto zdecyduje się na sześć kilogramów od razu, ten zapłaci nie 132 zł (tyle wyniosłaby standardowa cena), lecz 120. Sprzedający swój towar zachwala. Pisze w komentarzu, że tydzień wcześniej za ten sam asortyment kazał sobie płacić 150 zł i niemal natychmiast trafił się kupiec. Jednocześnie tłumaczy, że wtedy miał wyższą stawkę, ponieważ gorzej mu się zbierało - grzybów było mniej.
Następny grzybiarz, akurat z Włocławka, na portalu darmowych ogłoszeń poleca mix, czyli różne grzyby, w tym borowiki, czarne łebki, koźlaki i maślaki. To w dwóch wiaderkach, a każde jest 7-litrowe i jeszcze w papierowej, dużej torebce, wstępnie podsuszonych. Sprzedawca życzy sobie za zestaw 190 zł. Gdy klient zgłosi się z okolicy, a nie będzie miał swojego transportu, to grzybiarz zawiezie mu towar za darmo, jeżeli odległość nie przekracza 5 kilometrów.
Kto szuka grzybów na sztuki (ale nie w lesie czy na polanie, tylko w necie), ten znajdzie. Torunianka proponuje takie, chociażby kanie za złotówkę. Maślaki od tej kobiety są droższe, za 12 zł sztuka. Wielkość ma znaczenie. Ogłoszeniodawca z Grudziądza oferuje małe sowy za 2 zł sztuka, a duże odda za 4 zł. Internauta pyta w komentarzu, czy pan posiada również średnie wielkości sowy i ile taka pojedyncza by kosztowała. Autor odezwał się, ale na pytanie już nie odpowiedział. Poinformował tylko, że towar już mu się wyprzedał, więc dziękuje i zaprasza do zapoznania się z ofertą nazajutrz.
Bywa odwrotnie, tzn. klient wstawia ogłoszenie, w którym podaje, z jakiej okolicy pochodzi i jakie grzyby zamierza dostać. Odzywa się do niego grzybiarz, który na zlecenie mu je znajdzie. Pojawiają się pytania, niby to podszyte ironią, czy jeżeli grzyby okażą się trujakami i dojdzie np. do podtrucia, to będzie można reklamować towar u dostawcy. Odpowiedzi brak.
Jeszcze tydzień temu mówiło się, że jesień widać jedynie w kalendarzach, a grzybów nie ma co szukać, bo pogoda im nie sprzyja. Było za sucho. Przełom września i października przynosi jednak zmianę pogody (czyli ochłodzenie i trochę deszczu), a wraz z nią - właśnie grzyby. Kto ma zatem czas i lubi spacerować po lesie, ten ma okazję dorobić jako grzybiarz. Najlepsi grzybiarze-sprzedawcy z województwa kujawsko-pomorskiego zarobią około 300 zł dziennie. Fatygują się do lasu dwa, nawet trzy razy w ciągu dnia.
Zdarza się też tak: mieszkaniec podbydgoskiej gminy opublikował post, w którym nie oferuje wprawdzie grzybów, ale swoje usługi. Konkretnie: pomoc w poszukiwaniach leśnych miejsc, w jakich - jak sam określa - roi się od grzybów. Jeśli mężczyzna przekaże swoją wiedzę bez konieczności udawania się w „grzybowe miejsce”, za podpowiedź skasuje 50 zł. Wtedy poda informacje telefonicznie, a od klienta będzie oczekiwał zapłaty blikiem, jeszcze przed przekazaniem wiadomości. Jeśli natomiast klient, mimo udzielenia porad dotyczących miejsca pełnego grzybów, wciąż nie będzie potrafił dotrzeć do tej lokalizacji, grzybiarz-informator wyjdzie z domu i pojedzie z nim do tego miejsca. Wówczas za fatygę weźmie 60 zł.
