-Dlaczego zdecydowałeś się zamienić grę na zapleczu ekstraklasy na drugoligową Olimpię?
- Jak mówi stare przysłowie: "Lepiej zrobić jeden krok w tył, by potem dać dwa w przód". Kierowałem się tą zasadą. Poza tym otrzymałem konkretną propozycję i postanowiłem zaryzykować.
- Nie myślałeś, żeby poczekać kilka dni? Ofert z wyższych lig z pewnością by nie brakowało.
- Przebiegło mi to przez myśl, ale skonsultowałem decyzję z innymi trenerami, którzy powiedzieli: "Idź do Grudziądza. Tam robią dobry futbol". Owszem były propozycje z klubów I ligi, m.in. z Górnika Łęczna, ale gdy przyjechałem na spotkanie z prezesem Bojarowskim od razu usłyszałem konkrety. Chwilę negocjowaliśmy i tego samego dnia podpisałem kontakt. Prezes oprowadził mnie po obiektach, a ja się zauroczyłem.
- Klubem czy miastem?
- (śmiech) Zdecydowanie Olimpią. Miasta jeszcze nie znam, dlatego zdarza mi się czasem trochę pogubić.
- W Lublinie trudno było grać bez wynagrodzenia...
- Problemy finansowe ciągnęły się od 3 lat. W pierwszym sezonie jednak o tym nie myśleliśmy. Cieszyliśmy się z awansu. Potem, gdy brak pieniędzy zaczął coraz bardziej doskwierać, trener mówił, że nie mamy się poddawać, że będzie lepiej. Jak jednak grać, gdy przez pięć miesięcy żyjesz z jednej pensji?
- Brakowało wam pieniędzy na podstawowe artykuły, jak jedzenie czy odżywki?
- Dzieląc pensję na pięć wychodziło ok. 1000 zł na miesiąc i za to trzeba było się utrzymać. Niektórzy musieli wyżywić rodziny… Odżywki? O tym nie było mowy. Mieliśmy tylko wodę mineralną...
- Masz żal do działaczy?
- Pretensje mam przede wszystkim do niektórych kibiców, którzy potrafią tylko krytykować i zmieszać człowieka z błotem. Żalu nie mam do działaczy i trenerów, bo kocham ten klub, zżyłem się z tymi ludźmi i byłem z Motorem na dobre i na złe, podobnie jak oni. Dla mnie strasznie trudnym momentem była chwila, gdy poszedłem do klubu, który znam praktycznie od podszewki, by złożyć wezwanie do zapłaty. To, co się dzieje w polskim futbolu jest chore. Nie rozumiem, jak takie sytuacje mogą zdarzać się na takim poziomie. Przecież Motor nie jest jedynym klubem z tak wielkimi problemami finansowymi.
- Grudziądz jest chyba miejscem, gdzie będziesz mógł się skupić tylko na futbolu?
- Widzę, że jest to klub, który chce iść do przodu i staje się coraz bardziej profesjonalny. Organizacja stoi na wysokim poziomie. Wystarczy spojrzeć na sparing Olimpii z Arką. Spiker, kibice, konkursy… u nas w Lublinie tak wyglądał mecz ligowy.
- Jak oceniasz przygotowanie zespołu do nowego sezonu?
- Jestem pod wrażeniem. Wydaje mi się, że pod względem motorycznym jesteśmy znacznie lepsi niż wiele klubów z wyższych klas rozgrywkowych.
- Olimpia co roku pnie się do góry. Stać was na awans w tym roku?
- Odpowiem dyplomatycznie: "wszystko zweryfikuje liga". Więcej będzie można powiedzieć dopiero po kilku kolejkach. Wtedy przyjdzie czas na jakieś deklaracje. Na pewno mamy bardzo mocną i szeroką kadrę. To będzie naszym atutem.
- Nie boisz się, że nie znajdziesz miejsca w podstawowej jedenastce?
- Nie składam broni. Nie po to przejechałem tutaj 400 km, że siedzieć na ławce rezerwowych.
Więcej w środowym, grudziądzkim wydaniu papierowym "Gazety Pomorskiej".
Czytaj e-wydanie »