Do przetwórni rybnych nawet nie dotarli inspektorzy.
- Zniesienie embarga to fakt medialny - uważa Adam Basałaj, prezes bydgoskiej Frosty. - Dyplomaci twierdzą, że to sukces. Tymczasem na palcach jednej ręki można policzyć firmy, które mogą z Rosją handlować. Są to zakłady mięsa czerwonego. Tymczasem w Polsce jest ponad sto zakładów rybnych, które wciąż czekają na przyjazd rosyjskich inspektorów. Jeśli nie zostaną skontrolowane, nie będą mogły eksportować swoich wyrobów.
Frosta ma trzy zakłady przetwórcze w Niemczech, jeden w Polsce (właśnie w Bydgoszczy). Firma handluje z Rosją od 1994 roku, od 1999 roku na Wschód jechały produkty wyprodukowane także w bydgoskim zakładzie. - Gdy weszło embargo, w ciągu tygodnia produkcja towarów dla Rosjan została przeniesiona do naszej fabryki w Niemczech - mówi Basałaj. - Z polskich zakładów rybnych embargo praktycznie nie zostało zdjęte. A gdyby ta część produkcji wróciła do Bydgoszczy, moglibyśmy zatrudnić o dwadzieścia osób więcej. Wzrosłyby też nasze dochody o około 10 mln złotych. Podatek, który odprowadzilibyśmy do skarbu państwa przekroczyłby na pewno milion złotych.
Monity w ministerstwie rolnictwa i Głównym Inspektoracie Weterynarii - także za pośrednictwem Polskiego Stowarzyszenia Przetwórców Ryb - niewiele dają. - Już dawno powstała lista zakładów, które czekają na przyjazd lekarzy - dodaje prezes Frosty. - Kiedy nas skontrolują?
- Od dawna czynimy starania, żeby rosyjscy inspektorzy przyjechali do Polski - powiedział nam wczoraj Marek Sawicki, minister rolnictwa. - Możliwe, że jesienią skontrolują wszystkie zakłady, także przetwórnie ryb.
W październiku 2005 roku Rosja wprowadziła zakaz importu żywności z naszego kraju, zarzucając polskiej stronie fałszowanie certyfikatów weterynaryjnych i fitosanitarnych. Rosyjscy inspektorzy już kilkukrotnie skontrolowali polskie zakłady mięsne i mleczarnie. Embargo na mięso zniesiono w grudniu 2007 roku, ale dotąd lekarze ze Wschodu nie odwiedzili polskich przetwórni ryb.