Trwa prawdziwe oblężenie stawów hodowlanych przez klientów. Kazimierz Gierałt, mistrz rybacki i kierownik Ośrodka Zarybieniowego Polskiego Związku Wędkarskiego w Nowym Sączu dzieli klientów na całorocznych i świątecznych. - Pierwsi bywają u nas regularnie, ci drudzy interesują się rybami przed Wigilią Bożego Narodzenia. Teraz zdarzają się dni, że mamy koło setki klientów - cieszy się Kazimierz Gierałt.
Pstrąg wypiera karpia
W sądeckim Ośrodku Zarybieniowym najlepiej sprzedają się pstrągi. Za nimi są karpie, sandacze i szczupaki. Te ostatnie nie są hodowane na miejscu, więc trzeba je zamawiać na życzenie klienta. Podobna sytuacja panuje w Ośrodku Zarybieniowym w Rożnowie. - Sprzedajemy wyłącznie pstrąga tęczowego - zaznacza kierownik Tomasz Kloc. -Jesteśmy zadowoleni z dotychczasowej sprzedaży tej ryby, choć, inaczej niż w Nowym Sączu, najwięcej klientów mamy latem, w sezonie turystycznym.
Obecnie pstrągi wyławia dla kilku klientów dziennie. - Lada dzień będzie po kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu. Ludzie czekają z zakupem na ostatnią chwilę - podsumowuje. U hodowców w Nowym Sączu i Rożnowie za kilogram pstrąga trzeba zapłacić 18 zł.
1000 pstrągów dziennie
W Łosiu koło Gorlic również nad stawami hodowlanymi zaczyna się przedświąteczny ruch. - Handlujemy wyłącznie pstrągami. To ryby cieszące się niesłabnącą popularnością, smaczne i zdrowe - zachwala Joanna Spólnik z Zajazdu „Pstrąg u Eda”.
Największego ruchu spodziewa się od piątku. Przewiduje, że będzie wówczas sprzedawał około tysiąca pstrągów dziennie. - Rok zamkniemy wynikiem około dwóch sprzedanych ton - dodaje. Pstrąg w Łosiu kosztuje 22 złote za kilogram, można zamówić patroszonego, z przyprawami, bądź w różnych zalewach.
Smak kontra tradycja
- Kupuję pstrąga, bo to najsmaczniejsza z ryb - mówi 74-letni Jan Dziedzic, emeryt z Nowego Sącza. - To u nas rodzinne. Już u moich dziadków w Wigilię jadało się je, a nie jak w innych domach muliste karpie. Sprzedawczyni Katarzyna nie przyznaje mu racji. U niej w domu jada się ciągle karpia. - Dla mnie ma smak tradycji - dodaje.
Bez względu na to, jaką rybę wybierzemy, musimy zdecydować, czy sami pozbawimy ją życia, czy poprosimy o to sprzedawcę. - Jestem zwolennikiem kupna ryby już „przygotowanej”. Dla większości własnoręczne zabicie karpia jest nie do przejścia. Trzymanie półżywej ryby w ciasnym wiaderku bądź reklamówce to tortura - przekonuje Wojciech Jurkiewicz, właściciel sklepu Grube Ryby.
Kazimierz Gierałt zauważa, że coraz mniej sądeczan kupuje żywe ryby. - Trzeba im patroszyć na miejscu. Mamy coraz delikatniejsze gospodynie - puszcza oko mistrz rybacki.
Źródło: Gazeta Krakowska