Zajął w nim 3. miejsce, do awansu zabrakło mu 5 setnych sekundy (z trzech biegów kwalifikowało się po dwóch pierwszych na mecie, dwa miejsca były zarezerwowane dla zawodników z najlepszymi z czasami). Łodzianin biegł dobrze do ostatniej prostej, potem nie zadziałała zupełnie jego główna broń, czyli piorunujący finisz.
- Do 700. metra świetnie się czułem, tam powinienem mieć spokojnie siły, żeby jeszcze ruszyć, to nie zadziałało. Widzicie, że nie jestem zmęczony, choć jest tuż po biegu. Po prostu to nie zagrało. Nie wiem dlaczego tak się stało, nie wiem dlaczego nogi przestały funkcjonować – mówił ze złością.
Kilkadziesiąt metrów przed metą wyprzedził go Amerykanin Clayton Murphy, Polak nie był w stanie odpowiedzieć.
- Nie zaskoczył mnie atak Amerykanina, widziałem na telebimie, że się zbliża, ale nogi, k…, nie chciały podawać. Znałem czasy, chciałem pobiec jak najszybciej. Na starcie czułem, że jestem gotowy na 1.43, ale, k…, tyle nie pobiegłem – pieklił się.
Do mety dobiegł w czasie 1:44.70. Zwycięzca tego półfinału Kenijczyk David Rudisha uzyskał 1:43.88. Drugi na mecie Murphy - 1:44.56.
- Na treningach jak się czułeś? - padło pytanie.
- No k… zaje… Przecież pobiłem własny rekord Polski na 600 metrów o sekundę. Nie wiem, co się stało, nie żałuję, że powiedziałem przed startem, że przyjechałem walczyć o medale. Nie będzie mi to dane, trudno. Jakieś pytania jeszcze?
Pytań nie było.
W poniedziałkowym finale pobiegnie za to Marcin Lewandowski. W swoim biegu też zajął 3. miejsce, ale miał lepszy czas – 1:44.56.