Zobacz wideo: Kujawsko-Pomorskie Flesz Tygodnia - odcinek 4.

***
Rolnicy wyruszyli ze stacji paliw w Głogowie (gmina Obrowo) o godz. 15.30 w niedzielę. Pojechali krajową "dziesiątką", a na toruńskiej Skarpie dołączyli do nich koledzy jadący DK nr 15 z kierunku na Olsztyn. Dalej kolorowa kawalkada pojechała m.in. Szosą Lubicką, Kościuszki, Przy Kaszowniku aż do Centrum Handlowego Plaza. Tam rolnicy zawrócili i skierowali się na plac Cyrkowy na Skarpie (na przeciwko Obi). W tym miejscu około godz. 17 stanęli, organizując coś na kształt happeningu.
Ich akcja była w pełni legalna, zgłoszona służbom porządkowym, w tym policji. Przejazd drogami krajowymi i przez miasto odbywał się płynnie, nie miał charakteru blokowania czy spowalniana ruchu.
O problemach w świątecznym klimacie
- Nie chcemy utrudniać życia zwykłym ludziom, to nie jest nasz cel. Chcemy natomiast pokojowo i w świątecznej atmosferze informować o swoich problemach - mówi Bartłomiej Lipka, rolnik ze wsi Dobrzejewice w gminie Obrowo i organizator akcji. - Nasza sytuacja się niestety nie poprawiła, niby władze usłyszały o naszych bolączkach, ale niewiele zrobiły. Polacy muszą się dowiedzieć, że rolnictwo w kraju jest na granicy wytrzymałości.
Wielkie traktory przyozdobione były świątecznymi lampkami i reniferkami, na przyczepach stały m.in. rozświetlone sanie. Rolnicy rozdawali dzieciom cukierki, a dorosłym kartki z życzeniami w formie ulotek.
- Nie chcieliśmy psuć humorów ludziom i obwieszać się transparentami. Miało być świątecznie i tak właśnie było - dodaje Bartłomiej Lipka. - Musimy być jednak widoczni, bo ludzie nie rozumieją naszych postulatów. Pytają mnie na przykład, czemu jestem przeciwko "ustawie łańcuchowej". Ja nie jestem przeciwko, bo chcę trzymać psy na łańcuchach. Takich rozwiązań nie stosował już mój ojciec, po którym 10 lat temu przejąłem gospodarstwo. Jestem przeciwko, bo ta ustawa daje ogromne, nieuzasadnione prawa organizacjom pozarządowym, które na podstawie własnego osądu, nawet bez konsultacji z weterynarzem, będą mogły wejść na posesję i zabrać zwierzęta.
Rolnicy też bardzo obawiają się konsekwencji podpisania umowy o wolnym handlu pomiędzy Unią Europejską a krajami Mercosur. Przestrzegają, że przykre konsekwencje dotkną nie tylko ich, ale i konsumentów. Europejscy producenci żywności staną się mniej konkurencyjni, chociaż UE miała chronić wspólnotowy rynek. Z kolei do konsumentów trafią towary wątpliwej jakości z krajów tworzących Wspólny Rynek Południa.
W marcu rozdawali jabłka
To już kolejna tego typu akcja gospodarzy z podtoruńskich miejscowości. W marcu br. rolnicy zorganizowali happening na Rynku Nowomiejskim w Toruniu, podczas którego częstowali mieszkańców owocami i warzywami z własnych gospodarstw. Przy okazji opowiadali im o swojej pracy i problemach, z którymi się na co dzień borykają. Przyjechali wówczas do Torunia z powiatu toruńskiego, z okolic Golubia-Dobrzynia i Lipna.
- Chcieliśmy powiedzieć o naszym strajku tym mieszkańcom miasta, którzy jeszcze nie do końca rozumieją, o co walczymy - tłumaczył wówczas Tomasz Zakrzewski, rolnik z Łążynka w gminie Obrowo. - Wiemy doskonale, że musimy iść do przodu i że Unia Europejska to też my, ale nie chcemy tracić przez to, że w niej się znajdujemy. Unijne prawo narzuca na nas kolejne wymogi, którym my nie możemy sprostać. Chodzi m.in. o ograniczenie do 50 procent możliwości stosowania środków ochrony roślin, gdzie już Europa i tak stosuje ich bardzo mało w porównaniu do reszty świata.