Poniżej treść listu nadesłanego do nas przez Samuela Pereirę:
Nagonka Brejzów na redakcję „Pomorskiej” to atak na jej Czytelników
O klanie Brejzów mógłbym napisać wiele, ale dziś skupię się tylko na „sprostowaniu” Brejzy, które dla Państwa spróbuję rozłożyć na czynniki pierwsze.
Otóż senator PO twierdzi, że powiedziałem nieprawdę, zarzucając mu, że „nie przedstawił cienia dowodu” na to, że jego korespondencję, jaką ujawniłem na portalu tvp.info przechwycił Pegasus. „To przedstawił ten dowód, czy nie?” zastanawiacie się państwo. Według Brejzy tak… bo on prokuraturze dał „dowody na użycie nielegalnego oprogramowania szpiegującego” wobec niego.
Cóż, może senator ma problem z logicznym rozumowaniem, ale rzekome dowody na włamanie w ogóle to nie to samo co dowody na to, że treść tych konkretnych, cytowanych wiadomości zostały przez niego przechwycone i tą drogą trafiły do mnie. Dla bezpieczeństwa źródeł nie mogę powiedzieć za dużo, ale wystarczy trochę wyobraźni, by dojść do tego w jak wielu różnych okolicznościach można poznać kompromitującą treść czyichś SMS-ów.
Polityk zarzuca też dziennikarzowi „Pomorskiej”, który ze mną rozmawiał, że to nieprawda, że „z informacji publikowanych przez Krzysztofa Brejzę wynika, że senator był śledzony przez dwóch funkcjonariuszy CBA”. Przecież on sam zawiadomił prokuraturę o rzekomym szpiegowaniu go, ogłaszając w Onecie, że podaje w nim konkretne „dane agenta i agentki z CBA”.
- Jeden z nich wprost oczekiwał obciążenia mnie. Groził świadkowi, że jeśli nie powie tego, co chcą usłyszeć agenci, to sprawią mu problemy zawodowe – żalił się. Teraz wychodzi na to, że nie wie co mówił albo nie zna znaczenia słowa „śledzić”, które według słownika PWN oznacza m.in. «w tajemnicy zbierać o kimś informacje». Czyżby były poseł, dziś senator RP nie znał języka polskiego?
