Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sanatorium jak laboratorium małej społeczności. A w nim kobieta, która nie chce przyjąć reguł świata [rozmowa]

Karina Obara
Karina Obara
Barbara Klicka  – poetka, pisarka i animatorka kultury. Autorka trzech książek poetyckich, powieści "Zdrój" i poematu scenicznego „Elementarz” wystawionego na scenie Teatru Narodowego w Warszawie w reżyserii Piotra Cieplaka. Zdarzało jej się również bywać redaktorką, dramaturżką i autorką tekstów piosenek. Za książkę poetycką „nice” uhonorowana Wrocławską Nagrodą Poetycką Silesius i Nagrodą Literacką Gdynia.
Barbara Klicka – poetka, pisarka i animatorka kultury. Autorka trzech książek poetyckich, powieści "Zdrój" i poematu scenicznego „Elementarz” wystawionego na scenie Teatru Narodowego w Warszawie w reżyserii Piotra Cieplaka. Zdarzało jej się również bywać redaktorką, dramaturżką i autorką tekstów piosenek. Za książkę poetycką „nice” uhonorowana Wrocławską Nagrodą Poetycką Silesius i Nagrodą Literacką Gdynia. Dominika Dzikowska
Rozmowa z Barbarą Klicką, autorką książki "Zdrój", o kobiecej sile, która jak woda, przyjmuje kształt naczynia, w jakim się znajduje. Ale potrafi je też rozsadzić od środka.

- TVP emituje właśnie program "Sanatorium miłości", widziała pani?
- Tak, obejrzałam. Mam wrażenie, że w przestrzeni publicznej długo nie było żadnej narracji dotyczącej sanatoriów, aż tu nagle okazało się, że publikacja mojej książki zbiega się niemal w czasie z emisją tego uzdrowiskowego programu. Byłam rozbawiona tą koincydencją i jakoś nią zainteresowana. Koniec końców trzeba chyba jednak otwarcie powiedzieć, że „Zdrój” i „Sanatorium miłości” są do siebie tak bardzo niepodobne, jak to tylko możliwe. W mojej książce sanatorium jest ukazane jako miejsce opresyjne i pełne tajemnic, podczas gdy program telewizyjny afirmuje pobyty uzdrowiskowe i przekonuje widzów, że nigdzie nie będzie im lepiej niż na turnusie. O tej różnicy dobrze chyba świadczy fakt, że niektóre uzdrowiska były bardzo zainteresowane moją książką, tuż po tym, kiedy się ukazała, ale już po chwili – zakładam, że był to czas na zapoznanie się z treścią „Zdroju” - ludzie z działów promocji miast raczej uznali, że jednak niekoniecznie tędy wiedzie ich droga.

- W "sanatorium miłości" seniorzy nie tylko dbają o zdrowie, ale też są swatani. Słowem, przystępując do programu można poznać swoją drugą połówkę, żeby samotnie nie spędzać jesieni życia.
- Niechże nie spędzają samotnie! Niechże im w ogóle będzie jak najlepiej na świecie. Kama, bohaterka "Zdroju", raczej by się z nimi w tę zabawę nie pobawiła, ale przecież – komu to szkodzi? Kama, jak sądzę, czuje się naznaczona przez co najmniej kilka cech. Jednym z jej znaków szczególnych jest, niemile widziane przez innych kuracjuszy, „bycie z Warszawy”, czyli – być może – jakaś predylekcja do spędzania czasu na sposób odrobinę wielkomiejski. Tymczasem w „Sanatorium miłości” uczestnicy bez skrępowania cieszą się urokami prowincji i własnego towarzystwa.

- Za to bohaterka pani książki sanatorium postrzega jako miejsce trudne. Ciężko tam zawrzeć jakąkolwiek przyjaźń, a związki międzyludzkie są powierzchowne, często oparte na wrogości. Można w takim miejscu w ogóle podreperować zdrowie?
- Moja bohaterka z cała pewnością nie może. Jej wrażliwość i przeszłe doświadczenia sprawiają, że w sposób raczej niemiły, za to niesłychanie intensywny, przeżywa różne sytuacje, które stają się jej udziałem podczas turnusu. Sytuacje, dodajmy, z których nie wszystkie musiałyby być doświadczane jako traumatyczne. Być może dzieje się tak dlatego, że ona jedna uparcie nie chce być agentką tego świata, uparcie nie chce przyjąć jego reguł. Ta książka stara się przyglądać temu, jak pod wpływem presji, miesza się wewnętrzne z zewnętrznym.

- Mityczne sanatorium to chyba miejsce, w którym związki się zawiązują i szybko rozpadają, ale też kojarzy nam się z wolnością, daną nam na przynajmniej dwa tygodnie. Pani bohaterka jednak czuje się tam jak w klatce. Dlaczego?
- Kama nie ma wyboru, musi jechać na leczenie, bo kieruje ją tam ZUS. Jeśli by nie pojechała, straciłaby świadczenia, które – jak widać – z życiowych przyczyn muszą być dla niej ważne. Trudno więc mówić tu o jej wyborze, ja byłabym skłonna myśleć o tej wyprawie raczej w kategoriach zsyłki. Kama musi przecież przypuszczać, że w tym sanatorium będzie jej nie bardzo przyjemnie – ma przecież za sobą przykre doświadczenia z dzieciństwa. Ale owszem, wiele wskazuje na to, że na przykład współlokatorki Kamy czują, że wybrały się do miejsca, w którym doświadczają znacznie więcej osobistej wolności niż na co dzień.

- Pani "niedostosowana" Kama też przejawia talent, który może się w przyszłości zdyskontować, gdy np. jej wrażliwość zaowocuje spisaniem własnej historii. Gorzej, gdyby pozostała na poziomie nadwrażliwości, wtedy chyba, nie potrafiąc wyjść poza własne słabości, utknęłaby na dobre w chceniu. A gdzie czyny? - zapyta społeczeństwo.
- Kama wydaje się słaba. Nie protestuje, zgadza się na różne rzeczy, na które – wiemy o tym prosto z jej głowy - wcale nie ma ochoty. Nie stać jej na konfrontację ze współtowarzyszami turnusowej podróży czy personelem. Ale, gdyby spojrzeć na nią trochę życzliwiej, okaże się, że jest słaba i silna jednocześnie, bo przecież to ona ma w rękach tę opowieść. A skoro jest władczynią opowieści, to pośrednio też włada każdym, kto jej słucha. Mało? Nie sądzę. Dzięki temu, że opowiada własną historię, odzyskuje ją. I jeszcze: to Kama opowiada o sobie małej pielęgnując w ten sposób wspomnienie dziecka, którym była, swojej ówczesnej wrażliwości i zaangażowania. Choć wie, że jej strategie przetrwania zmieniły się od tamtej pory i jest już kimś innym, nie pozwala, by obraz małej Kamy zniknął jej sprzed oczu. Dla mnie to dowód mocy tej bohaterki. Nie jest to moc wprost, raczej siła – z przeproszeniem - wody, która przyjmuje kształt naczynia, w którym się znajduje, ale potrafi je też rozsadzić od środka.

- Zwykle postrzegamy moc jako twardość. Działa szybciej.
- No właśnie, a Kamy moc jest miękka. Lubiłabym myśleć o tej książce jako o tekście, który zaciera różne takie twarde opozycje, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. Na przykład tę między tradycyjnie rozumianą siłą a bezsilnością. Kama daje się nieść, nie buntuje się, ale nie jest zupełnie bezwolna, przymierza różne strategie, jak sukienki i ostatecznie opowiada nam tę historię.

- Mnie się wydaje, że mimo wszystko Kama w sanatorium przechodzi jednak jakiś ważny proces zdrowienia - wie, czego już na pewno nie chce, coraz bardziej czuje, co jest dla niej ważne. Dokonuje się w niej stopniowa przemiana z małej dziewczynki w dorosłą kobietę. Dała jej pani taką szansę.
- Być może domknięciem jakiegoś procesu jest to, że ona nam to wszystko opowiada. W swoim imieniu, w pierwszej osobie.

- Ale i postać Kamy kojarzy mi się z kobietami, nierzadko z prowincji, do których pretensje mają inne kobiety: dlaczego się nie zbuntujesz, pozwalasz, aby bił cię mąż, nie masz własnego zdania, kiedy się wreszcie postawisz?
- Zdaje mi się, naprawdę, że na świecie byłoby odrobinę lepiej, gdyby kobiety przestały się tak nawzajem łajać i przywoływać do porządków. Trzeba reagować na przemoc i przeciwstawiać się jej, ale to, jakie strategie stosują kobiety w ramach swoich pojedynczych życiorysów, to ich sprawa. Nikt z zewnątrz – jestem przekonana – nie ma prawa tego oceniać.

- Zauważa też pani coś, co wielu podopiecznym sanatorium umyka - pozwalają się traktować przedmiotowo, nikt właściwie nie ma poczucia, że w tym miejscu, które ma im służyć, są przyczyną irytacji personelu. Dlaczego pozwalamy na takie traktowanie?
- To moja bohaterka doświadcza tych przykrości i je – że tak powiem – zauważa. W związku z nimi wchodzi w stan, który możemy tu sobie roboczo nazwać taką formą przetrwalnikową. Ale ceną za przebywanie w tym stanie jest przykre oddalenie od świata, od ludzi. Mam nadzieję, że Kamie uda się opuścić placówkę, przenieść się bez większych strat z jednego brzegu turnusu na drugi. Trzymam za nią kciuki. Ale w świetle zakończenia książki, nie możemy chyba być pewni tego, czy to się uda, można sobie chyba wyobrazić sytuację, w której Kama na zawsze już grzęźnie w placówce, zawsze już czeka na zmianę, która nigdy nie następuje.

- A czym dla pani jest sanatorium? Metaforą wspólnej przestrzeni, w której koegzystują lęki czy może - jak u Thomasa Manna w "Czarodziejskiej górze" - miejscem, gdzie ludzie snują się bez celu i refleksji, symbolem chorej Europy pogrążonej w duchowym kryzysie w przededniu wielkiej wojny?
- Sanatorium było dla mnie czymś w rodzaju laboratorium, w którym mogłam się poprzyglądać małej, zamkniętej społeczności przez pryzmat wszechstronnie niedopasowanej do niej osoby. Osoby, która – to chyba ważne – jest młodą kobietą. W tym sensie to oczywiście nie jest książka o placówce uzdrowiskowej. Lubię literaturę, która nadaje się do tego, żeby stawać się punktem wyjścia do budowania analogii, do myślenia o świecie, ale z drugiej strony zawsze chciałam dawać swojemu czytelnikowi lub czytelniczce jak najwięcej interpretacyjnej wolności. To – moim zdaniem – najmilszy z odautorskich prezentów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska