Bogdan Danecki z urzędu miejskiego w Czersku zastrzega, że nie ma zastrzeżeń do pracy pracowników schroniska. Podsumowuje wieloletnią współpracę jako modelową. Ale zdradza, że nie było wyjścia, gmina nie mogła pozwolić sobie na cenowy dyktat Chojnic - właściciela schroniska. - Jak oceniliby nas podatnicy? - pyta Danecki. - Przecież gospodarujemy ich pieniędzmi. Po prostu, nie stać na to schronisko. Były próby negocjacji, ale, niestety, nieskuteczne. Druga strona nie chciała pójść na jakiekolwiek ustępstwo.
Pamiętający historię schroniska, wspominają, że sąsiednie gminy miały swój udział w jego budowie. - Miasto nie potraktowało ich po partnersku - mówi jeden z naszych rozmówców. - Podstawiły ich raczej pod ścianą. Tak się nie robi. Żałuję, że tak potraktowano Czersk. Przykro, bo Bogdan Danecki jest bardzo kompetentnym urzędnikiem, któremu leży na sercu los bezdomnych zwierząt. Gminy nie miały wyboru, wycofują się przez koszty.
Przeczytaj także:Będą płacić za wzięcie psa ze schroniska?
Przypomnijmy, gminy za 50 tys. zł rocznie otrzymują gwarancję, że schronisko przyjmie trzydziestkę psów z ich terenu. Za ponadlimitowe psiaki mają słono płacić. Za każdy dzień obowiązuje suma 20 zł. - Mówiłem dyrektorowi Rekowskiemu, że 8 zł to dobowa stawka utrzymania dziecka w placówce opiekuńczej - mówi Danecki. - Jego odpowiedź była oburzająca na tyle, że jej nie przytoczę.
Danecki szacuje, że gdyby gmina nie wycofała się w porę ze współpracy z Chojnicami, to musiałaby płacić 200 tys. zł rocznie. - O nowych zawrotnych stawkach dowiedzieliśmy się, gdy budżet był już dawno uchwalony - wspomina Danecki. - Skoro miasto miało zamiar o trzysta procent podwyższyć usługi, to powinno wcześniej o tym uprzedzić.
Czersk radzi sobie jak może. Psy wysyła do schroniska w Starogardzie i do Gdyni, ale i do prywatnych osób na przykład do Pelplina.
Czytaj e-wydanie »