Start Lublin - Anwil Włocławek 64:75 (15:14, 18:22, 13:17, 18:22)
START: Carter 12, Taylor 11, Dziemba 9 (1), Kostrzewski 9, Davis 4 oraz Lamb 7 (1), Jeszke 5 (1), Pelczar 3 (1), De Cosey 2, Szymański 2.
ANWIL: Łączyński 15 (4), 6 zb., 8 as., Szewczyk 14 (3), 6 zb., Dykes 14, Petrasek 12 (2), Bell 7 (1) oraz Mathews 7 (1), Bigby-Williams 4, Bojanowski 2, Olesiński 0, Komenda 0, Kowalczyk 0.
W Lublinie spotkały się dwie drużyny, które są jeszcze mocno nieświadome swoich możliwości. W Lublinie i Włocławku niemal do ostatnich dni przed startem trwało budowanie składów i pierwsze mecze PLK będą jeszcze poligonem dla obu trenerów.
Od pierwszych minut było widać, że obie ekipy potrzebują jeszcze czasu. Wolne tempo gry, mnóstwo błędów, niecelnych rzutów - tak wyglądała praktycznie cała pierwsza połowa.
Początkowo prowadził Anwil (6:10), potem był bardzo wyrównany fragment, ale pod koniec 2. kwarty to gospodarze zagrali skuteczniej i zyskali przewagę (31:26 po "trójce" Dorona Lamba, jedynego gracza w tym meczu z występami w NBA w CV).
Wtedy Anwil wreszcie pokazał agresywniejszą grę w obronie. Jeszcze przed przerwą udało się odrobić skromne straty i objąć prowadzenie. I to mimo kolejnego przeciętnego meczu Jamesa Bella (2/4 z gry, 4 zbiórki, 4 faule).
Po przerwie zdobywanie punktów wciąż przychodziło z mozołem, za to obrona Anwilu była całkiem niezła. Lublinianie pierwsze trafienie z gry zaliczyli dopiero w 24. minucie. Po pierwszym trafieniu z dystansu Mathewsa w PLK było już 42:51.
W ostatniej kwarcie spokojem i doświadczeniem imponował Szymon Szewczyk. Weteran zbierał, asystował, trafiał ważne rzuty. Bardzo dobry mecz rozegrał także Kamil Łączyński. Dwie trójki tych graczy w ostatnich minutach spotkania przesądziły ostatecznie o jego losach.
