Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa in vitro. Trudne słowo: rozmowa

Rozmawiał Adam Willma
Mirosław Żelazny
Mirosław Żelazny archiwum
Rozmowa z prof. Mirosławem Żelaznym, filozofem z UMK w Toruniu.

- Episkopat chciałby uregulowania prawnego in vitro. Jest możliwość wypracowanie stanowiska, które połączy argumenty różnych stron?
- Wypracowanie wspólnego stanowiska jest niemożliwe. Kościół występuje przeciwko in vitro wychodząc z założenia, że życie jest wartością absolutną. Z jego teleologicznym stanowiskiem dyskutować się nie da - jedna osoba twierdzi, że tak jest, inna jest przeciwnego zdania. W jednym i w drugim przypadku niemożliwe jest przeprowadzenie dowodu. Ale warto się nawzajem słuchać.

- Decydujące zdanie będą mieli lekarze?
- Może wcześniej warto wsłuchać się w głos biologów. A ich opinia jest bardziej ostrożna. Od nich słyszę, że nie wiemy dotąd nic o konsekwencjach stosowania in vitro w kolejnych pokoleniach. Niektórzy z biologów dostrzegają w tym duże ryzyko i to jest dla mnie argument, o którym warto rozmawiać. Byle z kulturą.

- Nie za dużo pan oczekuje? Chyba się odzwyczailiśmy.
- Do niczego nie prowadzi sprowadzanie racji przeciwnika do faszyzmu, tak jak ostatnio uczynił to Adam Michnik. Nie jestem wielkim entuzjastą ojca Rydzyka i telewizji Trwam, ale nigdy nie widziałem w tych środowiskach faszyzmu. Tego rodzaju krytyka religii przypomina hodowanie smoka. Jeśli przypisuje się komuś nagminnie rzeczy, których nie popełnił, to może zacząć je popełniać.

- Kościół też ma swój udział w podgrzewaniu języka.
- Owszem, ale najgłośniejszych odejść z Kościoła dokonują wcale nie ci, którzy doznali od tej instytucji jakiejś krzywdy. Wytworzył się w tej kwestii rodzaj mody na krytykę. Ze zgrozą obserwuję, gdy rolę przewodnika chóru krytyków przejmuje Jerzy Urban, człowiek, który wprowadził do języka publicznego wulgaryzm na niespotykana skalę. Opowiem panu o swoim przykładzie - jakiś czas temu uczestniczyłem w wypadku, w którym zginęła również moja siostra - wdowa, która osierociła dwoje dzieci. Ja zostałem ciężko ranny. Sprawcą tego wypadku był pijany ksiądz. Nigdy jednak nie wiązałem tej sprawy z Kościołem - to była jednostkowa historia człowieka, który popełnił życiowy błąd. Ale przecież można było z tego zrobić ogólnopolską aferę w rodzaju "Pijany ksiądz poturbował profesora". Gdy słyszę o presji Kościoła, widzę w tym pewną nieuczciwość. Z wyjątkiem małych lokalnych środowisk ja tej presji dziś nie dostrzegam. Komu nie po drodze z Kościołem, może wybrać swoją drogę. Wpływ Kościoła na życie publiczne maleje i prawdopodobnie ten proces będzie postępował, choć wcale bym się nie zdziwił, jeśli dzieci dzisiejszych krytyków zaczną odkrywać Kościół na nowo.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska