Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strzelcy spod znaku kura

Roman Laudański
Dobrym początkiem tej historii jest mundur Adolfa Wegnera, przedwojennego i przedostatniego króla kurkowego w Tucholi. Adolf był dziadkiem Mariusza i Andrzeja Wegnerów - obecnych braci kurkowych. Wegnerowie od pokoleń związali się z Tucholą.

Drewnianą lub glinianą sylwetkę kura umieszczano na żerdzi. Strącenie ostatniej drzazgi z figury wyłaniało zwycięzcę.
Mundury w bractwach pojawiły się w okresie pruskim: kurtka mundurowa lub czarny surdut z zielonym kapeluszem z kokardą w barwach narodowych. W zaborze austriackim bractwa wybrały też kontusze szlacheckie.
Część tucholskich braci zakładała początkowo kontusze z krótkim żupanikiem. Kolorystyka i materiały (np. aksamit, tafta, itp.) - dowolne. Czapka ze strusim piórem (czaple pióro mogła nosić tylko szlachta). Obecnie wszyscy posiadają zielone kurtki mundurowe, a na patkach szarotka według wzoru kaszubskiego szkoły tucholskiej.

Struktura bractwa: starszy, podstarszy, kanclerz, podskarbi, strzelmistrz, komendant i kwatermistrz.

Mundur przetrwał wojnę i PRL. - Dużo czasu spędzałem z babcią, która opowiadała o przedwojennych strzelaniach bractwa i balach - opowiada Mariusz Wegner. - Munduru nie wolno było wyjmować z szafy. Ciągnęło mnie, żeby wystąpić w nim na szkolnym balu przebierańców czy dostać piątką za historyczną pamiątkę w szkole, ale babcia była nieugięta.

Na początku lat 90. bracia Wegnerowie wraz z kuzynem Czesławem Mientkim (obecny król kurkowy) postanowili założyć bractwo kurkowe w Tucholi. Szukali chętnych wśród znajomych i rodziny. Część podziękowała, bo nie po to w PRL-u uciekali przed wojskiem, by teraz paradować w mundurze. Tworzenie grupy inicjatywnej szło opornie, ale w 1995 roku kilkunastoosobowa grupa była gotowa do zarejestrowania bractwa.

- Największym problemem było przekonanie do idei. Ludzie byli chętni, by raz na jakiś czas spotkać się i postrzelać, ale już tworzenie struktury i sprawozdawczość ich odstraszała - wspomina początki Mariusz Wegner.

Czesław Mientki: - Było w nas zainteresowanie historią, reaktywowanie przedwojennego bractwa o charakterze militarnym miało swój urok. Czasy sprzyjały takim inicjatywom. Do dziś podwoiła się liczba członków bractwa.

Paweł Redlarski, doktoryzuje się z historii bractw strzeleckich w Polsce po 1918 r. Pracę magisterską także poświęcił tematyce bractw na Pomorzu, a teraz wraz z Andrzejem Wegnerem napisał książkę "Historia magistra vitae, czyli rzecz o tucholskich strzelcach spod znaku kura". Pracuje w tucholskiej bibliotece. Jego ojciec należy do bractwa.

Zobacz też: Pokazano kawał historii Kurkowego Bractwa Strzeleckiego w Tucholi [zdjęcia]

W Polsce bractwa pojawiły się ok. XIII wieku. - Zostały powołane do obrony miast - przypomina Paweł Redlarski. - W Hiszpanii były już w VII wieku, później we Francji i Niemczech, gdzie największy rozkwit nastąpił wraz z nastaniem Hanzy.

Cechy rzemieślnicze broniły bram i fragmentów murów. - Miały w tym interes - tłumaczy Paweł Redlarski. - Każdy napad niszczył ich majątek. Rzemieślników stać też było na zakup niezbędnego ekwipunku do obrony miasta. Musieli ćwiczyć i dzięki temu wykształciła się organizacja broniąca porządku w mieście. Dziś powiedzielibyśmy, że bractwa pełniły rolę policyjną lub działały na zasadzie amerykańskiej Gwardii Narodowej.

W przeszłości członkowie bractw mogli w miastach warzyć piwo, produkować gorzałkę i nie musieli z tego tytułu płacić podatków. Pieniądze szły na obronność. - Bractwo daje poczucie jednej, wielkiej rodziny - tłumaczą. - W polskim zjednoczeniu jest prawie 140 bractw. Są też takie, które powstają i gasną - tu pada przykład Bydgoszczy, w której grupa inicjatywna zawiązała się wcześnie, ale później "siadło". A przed wojną działało w Bydgoszczy jedno z większych bractw!
- Lubimy strzelać - nie zawodowo, dla wyników, a dla przyjemności - mówi Mariusz Wegner. - Najczęściej z kbksów (karabinków sportowych, wykorzystywanych też w celach szkoleniowych - przy. Lau.). Na przestrzeni wieków zaczynało się od łuków i kuszy. Wtedy każdy bronił swojej rodziny i miasta.

Dziś bronią tradycji. Z tradycji zostało również coroczne strzelanie o tytuł króla. Nie ma ustalonych odległości. - Większość strzelań królewskich odbywała się z karabinu pneumatycznego do sylwetki drewnianego kura - tłumaczy Czesław Mientki.- Także dla bezpieczeństwa, bo większość strzelań odbywała się na dziedzińcu muzeum tucholskiego. W sobotę w parku Zamkowym w Tucholi będą strzelać do sylwetki kura zawieszonego na żerdzi.

Przetrwała również tradycja strzelania o tytuł króla żniwnego. Wydarzenie mniejszej rangi, ale w towarzystwie braci było i jest hucznie obchodzone. Po żniwach bracia mieli więcej czasu i wykorzystywali go m.in. w ten sposób.

Przywilejami króla kurkowego było noszenia insygniów władzy - łańcucha królewskiego z wygrawerowanymi danymi, organizacja zabawy bractwa i sympatyków. Król na dany rok zwolniony jest z opłacania składek, ale musi urządzić zabawę, przygotować symboliczną beczkę piwa dla gości i na pożegnanie króla zaprasza wszystkich na uroczystość.

Mogliby szkolić

Kiedy Polacy zauważyli, że nasza armia ma niewielką liczebność, a system szkolenia rezerw "leży", pojawiły się pomysły zapewnienia dostępu do broni i szkoleń najróżniejszym organizacjom. Na spotkanie w MON zorganizowane przez gen. Bogusława Packa wybrali się także tucholscy bracia kurkowi. - Mamy struktury, jesteśmy odpowiedzialni i odpowiedzialnie traktujemy broń - zapewniają bracia. - W szkołach nie ma przysposobienia obronnego, działalność LOK-ów (Liga Obrony Kraju - przyp. Lau.) - bez komentarza. Gdzie mają nauczyć się strzelania młodzi ludzie, którzy chcą pracować w policji lub w wojsku? - Ważna jest kultura obchodzenia się z bronią od wczesnej młodości - podkreśla Mariusz Wegner. - Tymczasem z jednej strony państwo wymaga mnóstwa zaświadczeń, licencji, a z drugiej można swobodnie kupić broń pneumatyczną lub czarnoprochową (ładowaną odprzodowo - przyp. Lau.). Czy mało jest informacji o strzelaniu z wiatrówki do psów, kotów, ptaków, a nawet do tramwajów czy autobusów!? My w większości posiadamy strzelnice, broń, przeszkoloną kadrę i chętnie rozszerzylibyśmy swoją działalność, jak dzieje się to np. w Niemczech, Austrii czy Francji.

Bracia zbudowali prywatną strzelnicę w Tucholi. Planują uruchomienie strzelnicy pneumatycznej, z tarczociągami i odpowiednim sprzętem.

Braterstwo zobowiązuje

Bractwa zajmują się także organizacją życia towarzyskiego nie tylko dla swoich członków. Mariusz Wegner: - Od lat podczas balu organizowaliśmy loterie i zbiórki pieniędzy, które przeznaczaliśmy na zakup sprzętu medycznego dla oddziału dziecięcego szpitala lub dla domu dziecka.

Kupili np. lutnię dla zespołu muzyki dawnej w Tucholi. Promują walory turystyczne regionu. Bracia ze Śląska chętnie przyjeżdżają tu na wypoczynek. Pomogli pozyskać samochody strażackie dla OSP. - W bractwach działają osoby sobie bliskie, kiedy więc w Austrii odbywał się zjazd europejski, poznaliśmy miejscowe bractwa, których członkowie działali m.in. w ochotniczej straży pożarnej. Okazało się, że Austriacy kasowali wozy bojowe, które chętnie wzięliby Polacy. I takie wozy do dziś służą w okolicznych OSP.

Upamiętnić rodaka

- Na tucholskim cmentarzu jest grób ks. ppłk Józefa Wrycza. Uczestnika wojny polsko - bolszewickiej, jawnie i skrycie wspierającego działania niepodległościowe Polaków. Zwany był "Kmicicem Borów Tucholskich". Człowieka - legendy związanego później z endecją i występującego przeciwko Józefowi Piłsudskiemu. Działacza "Gryfa Kaszubskiego", a później "Gryfa Pomorskiego" - wymienia Mariusz Wegner. - Osobowość równa Piłsudskiemu, Dmowskiemu, Hallerowi i Witosowi i przede wszystkim zasłużona dla regionu.

Kiedy zbliżała się 50. rocznica śmierci - bractwo postanowiło postawić mu pomnik w Tucholi. Najpierw dostali od władz zielone światło, a kiedy pomnik był gotowy - okazało się, że w Tucholi nie ma dla niego publicznego miejsca. - W Tucholi nadal obowiązuje myślenie, że jak się było księdzem, to się nim pozostało nawet wtedy, kiedy robiło się coś wielkiego dla Polski - komentują.

Spiżowy pomnik autorstwa Czesława Dźwigaja z Bractwa Kurkowego w Krakowie przedstawia postać kapłana z narzuconym żołnierskim płaszczem idącego wśród ludzi. Tak przynajmniej zakładał projekt. Polaka wśród Polaków. Nie chodziło im o "chodnikową" lokalizację, ale godne miejsce w mieście. Miał prowokować pytania o Polskę.

Najpierw tucholscy radni przeprowadzili "festiwal" pomysłów na lokalizację i okazało się, że księdza należy postawić przy kościele. - A ten ksiądz, z "rogatą duszą", zawsze chory na Polskę, był zawsze blisko ludzi - mówią członkowie bractwa. - Stanął przy kościele. Radni miejscy niestety odmówili wielkiemu Polakowi miejsca publicznego.

Trzy lata temu zorganizowali spotkanie europejskich bractw w Tucholi. W sobotę, po turnieju strzeleckim o miecze grunwaldzkie wyłonią nowego króla kurkowego. A później będą bawić się na raucie!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska