W referendum, które towarzyszyło wyborom pytania sformułowano w taki sposób, że każdego socjologa (w tym wyżej podpisanego) musiały od nich rozboleć zęby. Nie zmienia to faktu, że jeden z zawartych w nim wątków miał charakter fundamentalny. Chodzi o pytanie czwarte, które dotyczyło kwot migracyjnych. Wątek niezwykle ważny, bo dotyczący granic polskiej autonomii. Zgadzając się na uczestnictwo w mechanizmie takiego podziału, wyrażamy zgodę na zmianę składu etnicznego kraju, o którym decydować będzie już nie Warszawa, ale Bruksela.
Żeby było jasne – nie występuję tu jako przeciwnik migracji. Wiele razy od lat pisałem w tym miejscu o absurdalnym braku polityki migracyjnej. Apelowałem o narzędzia, które wspomogą asymilację migrantów. Zamknięcie granic oznaczałoby katastrofę dla naszego systemu emerytalnego. To zupełnie nie ta kwestia.
Czym innym jest jednak przemyślana polityka migracyjna, a czym innym migracja o charakterze kryzysowym. I znowu – nie zakładam, że na takie poświęcenie (na przykład związane z przyjęciem 200 tys. Palestyńczyków) nie będzie w Polsce przyzwolenia. Twierdzę jedynie, że przekazanie decyzji w tak ważnej sprawie instytucji międzynarodowej, może przynieść konsekwencje, o których nikt w Polsce nie dyskutował.
Tematy związane z polityką wobec Unii Europejskiej w październikowych wyborach stanowiły margines marginesu. Jeśli w ogóle się pojawiały, to w karykaturalnej postaci. Ale przeciwstawienie obrazu Superbabci obrazowi Megajędzy nie wnosi do polskiej polityki niczego pożytecznego. Z drugiej jednak strony – gdzie i na jakim polu taka debata miałaby się toczyć? Dla statystycznego Polaka, Portugalczyka czy Włocha Unia to jedynie szpikulec drapacza chmur widziany z oddali. Za wyjątkiem okresu wyborczego europarlamentarzyści są nieobecni w przestrzeni publicznej, a kolejne dyrektywy spadają z nieba jak meteoryty.
Problem w tym, że w ostatnich miesiącach można mówić wręcz o deszczu meteorów. Przy czym nie słyszałem, aby o którymkolwiek z nich rozmawiało się pod wiatami przystanków, w sklepach i w kawiarniach. Tymczasem już niebawem boleśnie zderzymy się z konsekwencjami podpisanych w 2020 uzgodnień Fit for 55. Każdy z nas realnie poczuje je w kieszeniach, każdy będzie musiał wprowadzić poważne korekty do dotychczasowego stylu życia. Jeśli nadal komunikacja pomiędzy Brukselą a Przysierskiem, Mełnem i Czerskimi Rumunkami odbywać się będzie w jedną stronę, źle to wróży przyszłości Unii. Może więc następnym razem przeprosić się z referendum i potraktować je jako przydatne narzędzie debaty?
