Łukasz Filipiak zaczął przygodę z kajakarstwem jako 13-latek w szkole podstawowej. Trenował kajakarstwo sportowe i kajak polo w bydgoskim klubie „Astoria”. W ósmej klasie zaczął trenować wioślarstwo, ale gdy poszedł do technikum, wiosła odstawił na dłuższy czas.
- Wróciłem do nich, gdy na studiach w Wyższej Szkole Gospodarki spotkałem Roberta Bazelę - opowiada pan Łukasz. - Obaj studiowaliśmy logistykę i transport. Okazało się, że jest kajakarzem, instruktorem i rozpoczyna działalność gospodarczą związaną z wypożyczaniem turystycznych kajaków. Dostał dotację, kupił kajaki, samochód do ich transportu. I tak zaczęliśmy razem pływać. Wybieraliśmy tak zwane rzeki zwałkowe, czyli takie, które dosłownie poprzegradzane są leżącymi w poprzek drzewami.
Pod skrzydłami „Orła”
Do grupy dołączyło kilku kolegów, w większości doświadczonych kajakarzy, i tak narodził się Kayak Extreme Team „Orzeł” Bydgoszcz.
Nazwa nawiązywała do tradycji Komisji Turystyki Kajakowej TKKF „Orzeł”, choć w nowej formule - właśnie ekstremalnej. W naszym regionie i szerzej - Polsce Północnej - jest wiele rzek zwałkowych, w tym o naprawdę szybkim nurcie. Takie cieki nabierają charakteru górskiego, a przy tym z powodu leżących drzew można nimi pływać tylko jednoosobowymi kajakami górskimi. Niestety po kilku latach grupa się rozpadła.
KET „Orzeł” organizował też polskie i zagraniczne kajakowe wyprawy morskie.
Cel - rzeki alpejskie
- Wtedy gdzieś przeczytałem o kajakarstwie górskim, o pływaniu po ciekawych, małych, wąskich rzekach. Najpierw jednak mój kolega Tomasz Kolek zaproponował wyjazd do Szklarskiej Poręby na rzekę Kamienną - na mistrzostwa Polski w kajakarstwie górskim - kontynuuje Łukasz Filipiak. - Gdy zobaczyłem wzburzoną wodę, wyznaczyłem sobie tylko jeden cel - dopłynąć do mety. Ale po pierwszych 100 metrach miałem wywrotkę, czyli w żargonie kajakarskim kabinę. Nie udało mi się wykonać eskimoski, choć na spokojnej wody robiłem ją bez problemu.
Eskimoska to technika opracowana przez Eskimosów, dzięki której kajakarz po wywrotce wraca do pionowej pozycji bez opuszczania kokpitu.
Tak się zaczęło i tak, mimo chwilowego niepowodzenia na Kamiennej, kajakarz nabrał apetytu na kolejne rzeki z mocnym charakterem. W grupie Tomka są ludzie z Poznania, Szczecina, Świecia, z Dolnego Śląska.
- Z grupą Tomka jeździliśmy coraz dalej i przez kilka lat uzbierało się ze 150 -200 rzek górskich w całej Europie, najwięcej w Austrii, Szwajcarii, Włoszech, Francji, a także na Korsyce. I jeszcze nieprzepłyniętych rzek jest bardzo dużo - zapewnia nasz rozmówca.
Skala trudności
Jak wylicza, na samej Korsyce jest około 30 ekscytujących rzek górskich o różnym poziomie trudności - od ww IV do VI.
Skrót ww oznacza w języku angielskim białą wodę (white water) i został przyjęty w kajakarskiej nomenklaturze trudności rzek górskich. Szóstka to skrajnie trudna rzeka, dedykowana tylko bardzo doświadczonym kajakarzom. Niekiedy przepłynięcie odcinka ww VI graniczy z ludzkimi możliwościami. W Polsce takich rzek nie ma. Wspomniana przez Filipiaka rzeka Kamienna ma przy wczesnowiosennym przyborze wód skalę ww IV-V. Najsłynniejszy polski szlak górski - Dunajec - to zaledwie ww I.
- Na Korsyce można spotkać bardzo wąskie rzeki z bardzo dużymi spadkami, na których na odcinku 2-3 kilometrów rzeka spada 300 - 400 metrów. To naprawdę bardzo duże trudności. Dlatego nieraz 5-6 km płynie się cały dzień - uzmysławia bydgoski kajakarz.
Przewodniki po alpejskich rzekach pisane są przez kajakarzy niemieckich, angielskich, francuskich i włoskich, i w tych właśnie językach. Są jednak niezbędne dla tych, którzy wyprawiają się na te wody, dla ich bezpieczeństwa. Kajakarze dowiadują się czy są tam jakieś wodospady, syfony, kaniony i miejsca, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę.
Chociaż są też rzeki nie opisane w żadnej literaturze. Takie pływa się o wiele dłużej, bo nie wiadomo co jest za zakrętem. Kajakarze muszą zatrzymywać się w każdej cofce (przy brzegu, gdzie nurt cofa się) i czekają na ostatniego kolegę. Z cofki obserwują rozwój wypadków na kolejnych metrach spływu, a jeśli nie są pewni, że będą dostatecznie bezpieczni, wychodzą się na brzeg i z niego badają sytuację. Niekiedy poniżej niebezpiecznego miejsca kajakarze rozstawiają asekurację, ale bywa też tak, że groźne pokonują brzegiem.
Jego piąta łódka
Teraz bydgoszczanin pływa na kajaku Gangsta Waka, jednym z najwyższej półki, zaprojektowanym przez Sama Suttona, znakomitego kajakarza i zwycięzcy wielu ekstremalnych zawodów.
Gangsta Waka sprawdza się nie tylko na rzekach górskich, ale też - co Filipiak sprawdził - na wysokich sztormowych falach morskich.
To już jego piąty kajak. Wszystkie poprzednie zostały zniszczone na spływach.
Pan Łukasz wspomina zwłaszcza wyprawę na Izerę w Czechach, która niosła bardzo dużo wody, wylewała. Wraz z kolegami przepłynęli prawie wszystkie trudne fragmenty, ale na ostatnim przydarzyła mu się wywrotka, podczas której uderzył twarzą w podwodny kamień i dotkliwie się poranił. Pływał wtedy w kasku bez gardy (osłony twarzy).
- Nurt niósł mnie jakieś 1,5 kilometra, bo nie mogłem się wydostać na brzeg - relacjonuje kajakarz. - Przy tak szybkim nurcie człowiek czuje się jak zapałka rzucona - przepraszam za porównanie - do muszli klozetowej, gdy spuszcza się wodę. Na szczęście zawsze w pobliżu są koledzy, którzy starają się pomóc. Najlepszą metodą ratunku z takiego nurtu jest uczepienie się dziobu kajaka kolegi, który dobija do brzegu. Gdy wreszcie udało mi się wyjść z wody, mój kajak popłynął dalej około 20 kilometrów. Po drodze obijał się o głazy i został kompletnie zniszczony.
Niestety niekiedy żywioł jest silniejszy od człowieka. Niedawno na rzece Koppentraun w Austrii zginął jego kolega - Kamil Gródecki, szczeciński kajakarz.
Jedź na Dunajec
Pan Łukasz nie namawia nikogo to tak ekstremalnych wyzwań. Każdy zaś powinien zaliczyć Dunajec, zwłaszcza jeśli już przepłynął Brdę, Wdę czy Drawę. Może skorzystać z jakiejś wypożyczalni nad Dunajcem albo zapisać się na spływ Dunajcem.
Ekspert od transportu
Od roku 2010 Łukasz Filipiak jest współwłaścicielem firmy Trans-Expert, która zajmuje się kompleksową obsługą przedsiębiorstw transportowych, rozlicza czas pracy kierowców.
W ubiegłym roku Trans - Expert otworzył w Bydgoskim Parku Przemysłowym jeden z największych w mieście serwisów samochodów ciężarowych, dostawczych, autobusów i osobowych.
