- Jestem osobą schorowaną, po dwóch zawałach serca i w tej chwili jestem już u kresu wytrzymałości - mówi pani Irena - We wrześniu ubiegłego roku podpisałam umowę z Telekomunikacja Polską na założenie w moim mieszkaniu telefonu stacjonarnego. Zdecydowałam się na to z uwagi na mój stan zdrowia. Chciałam mieć stały kontakt z rodziną, a najważniejsze w razie potrzeby możliwość wezwania pomocy. Obiecywano mi założenie telefonu bardzo szybko. Zrezygnowałam po kilku tygodniach oczekiwania. Napisałam oficjalne pismo do TP.
Mija już siedem miesięcy od momentu podpisania tej umowy w "Telepunkcie" przy ulicy Starorynkowej, a pani Irena Bielewska nie może jeszcze korzystać z telefonu. Ale od ponad pół roku jest "abonentką" Telekomunikacji Polskiej, bo regularnie otrzymuje rachunki.
- Pisałam pisma z wyjaśnieniami, że nie założono jeszcze w moim mieszkaniu nawet instalacji telefonicznej - dodaje nasza Czytelniczka - więc nie mogę korzystać z telefonu. Mam wprawdzie aparat telefoniczny, ale nie mam go gdzie podłączyć. Na wszystkie te pisma otrzymuję odpowiedzi o skorygowaniu faktur na "zero" złotych żeby miesiąc później przysłać mi kolejną nową fakturę do zapłacenia, a w tak zwanym międzyczasie zasypywana jestem ponagleniami i ostatecznymi wezwaniami, a nawet groźbami komorniczej windykacji. Moje schorowane serce, niestety, reaguje na takie impulsy.
Nic nie dały też osobiste wizyty pani Ireny w punktach "Orange", które należą do Telekomunikacji Polskiej. Zarówno w byłym "Telepunkcie" na Starorynkowej, jak i nowym na Konarskiego "konsultanci" obiecywali, że sprawę załatwią.
- Pojawił się nawet u mnie kontroler z TP - podkreśla pani Irena Bielewska. - Sprawdził, że nie ma ani gniazdek, ani sieci doprowadzonej do mieszkania. Przy mnie telefonował z komórki do swych szefów i potwierdził ten stan faktyczny. I nic to nie dało faktury, ponaglenia i groźby windykacją otrzymują nadal.
