MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To nie my...

Tomasz Malinowski
Czy mówi Państwu coś nazwisko: Drzymont? Marcin Drzymont.

Śpieszę więc donieść, że to piłkarz. Futbolista, powiedzmy, klasy średniej. Ani kopacz z ligowego zaścianka, w żadnym razie reprezentant kraju. W tym tygodniu ów Drzymont miał, choć w sposób niezamierzony, swoje przysłowiowe pięć minut. Nie na boisku jednak. W mediach.

Gracz, dziś Kolportera Korony, w przeszłości (od sezonu 1998/ do 2004) Zagłębia Sosnowiec, znalazł się na tzw. "Liście winnych" korupcji w śląskim klubie. Ten przypomnijmy, nie tak wcale dawno został przez pezetpeenowski Wydział Dyscypliny ukarany degradacją z ekstraklasy, odjęciem punktów i grzywną pieniężną.

Degradacja do drugiej, a może i trzeciej ligi skutkować ma dopiero od kolejnego sezonu. Tymczasem krótko po ogłoszeniu wyroku pełnomocnik prawny Zagłębia ujawinił nazwiska osób związanych z aferą korupcyjną. Było ich kilkanaście, lecz zawodników, którzy "skopali" klub z Sosnowca wymienił ośmiu. W tej grupie znalazł się nasz "bohater" - Drzymont. Jako że rzeczony nie jest już reprezentantem klubu znad Brynicy, a pensję i kontraktowe odbiera z kasy Kolportera Korony, włodarze z Kielc - na wieś o obecności Drzymonta w wykazie podejrzanych - natychmiast zawiesili go w prawach zawodnika. Drzymont omal nie przeżył załamania nerwowego. Napisał i wszem ogłosił swoją niewinność; zapewnił na wszystkie świętości, że nie uczestniczył w żadnych korupcyjnych mackach. Krzysztof Klicki, właściciel drużyny Kolportera, uwierzył futboliście i przywrócił go po kilku dniach do gry.

Prokuratorzy z Wrocławia, po nich członkowie Wydziału Dyscypliny nie mieli żadnych wątpliwości, że Zagłębie Sosnowiec znalazło się w hierarchii sportowej tak wysoko, bo kupowalo mecze, korumpowało "na żywca" obserwatorów i sędziów. Nikogo dziś nie musi obchodzić, że za tym klubem stoją teraz ludzie czyści, jak łza. Atoli ujawnianie materiałów prokuratorskich przez nową ekipę jest niczym innym, jak jaskrawą ilustracją nikczemności. Szef Wydziału Dyscypliny nie potwierdził bowiem nazwisk piłkarzy wymienionych na "Liście winnych", a tym bardziej Marcina Drzymonta. Klub z Sosnowca postanowił zastosować zatem klasyczną boiskową maksymę, wedle której najlepszą obroną jest atak. To nie my, to oni! W histerii, jaka ogarnęła właściciela zespołu, nomen omen, niejakiego Szatana, taka taktyka okazuje się bardzo skutecznym orężem. Odwraca przecież uwagę od sedna problemu - Zagłębie wskoczyło do ekstraklasy kryminalnymi metodami! Tak naprawdę przecież degradacja sosnowiczan to żadna kara, lecz najwyżej powrót do stanu z okresu przestępstwa. Rzucenie zaś "na żer" kilkunastu nazwisk ma zamętlić w głowach kibicom, literalnie wskazywać na odpowiedzialność pojedynczych osób. A Drzymont? No cóż, został niechybnie upokorzony. I to podwójnie. Musi udowadniać teraz, że nie jest wielbłądem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska