Waldemar Dąbrowski były toruński hokeista, w ostatnich latach życia poświęcił się pomocy mężczyznom, którzy znaleźli się na społecznym marginesie – alkoholikom oraz opuszczającym zakłady karne.
Chciała przejąć działalność po „Tacie”
Ośrodek, który wyrósł z inicjatywy „Taty” (pod tym pseudonimem Dąbrowski znany był w Toruniu) nie miał odpowiednika w Polsce. Przez czternaście lat przewinęły się przez niego setki osób potrzebujące pomocy. Aby nadać swojej działalności ramy prawne, Tato założył Stowarzyszenie Mateusz i przejął od miasta pustostany, w których stworzył ośrodek o tej samej nazwie.
Trzy miesiące przed śmiercią Dąbrowski ożenił się z Anną D., która pomagała mu przy prowadzeniu ośrodka. Po śmierci szefa, członkowie stowarzyszenia chcieli nadal prowadzić działalność, poczynili nawet kroki w celu wyłonienia następcy. W tym samym czasie Anna D., założyła Fundację im. Waldemara Dąbrowskiego, próbując przejąć działalność. Zapowiedziała, że Stowarzyszenie (w którym nie pełniła żadnej funkcji) zostanie rozwiązane, a na jego miejsce powołana zostanie założona przez nią fundacja.
Pieniądze spływały na prywatne konta?
„Zupełnie nie wiem, co się dzieje z pieniędzmi stowarzyszenia, bo gdy pojawiłem się w ośrodku, pani Anna stwierdziła, że teraz ona rządzi ośrodkiem, a ja mam zrezygnować z funkcji” - mówił na naszych łamach skarbnik Stowarzyszenia Mateusz. „Informuje publicznie, że zamierza zamienić stowarzyszenie w fundację, do czego również nie ma żadnego prawa”.
Członkowie stowarzyszenia stwierdzili, że w dokumentach, które Anna D. złożyła do sądu, pojawiły się sfałszowane podpisy. Ich wersję potwierdził sąd.
- Akt oskarżenia w sprawie przedłożenia do KRS dokumentów trafił do sądu w grudniu 2023, a w maju zapadł prawomocny wyrok w tej sprawie.
Analiza akt dokonana przez członków stowarzyszenia Mateusz miała potwierdzić, że na prywatne konta Waldemara Dąbrowskiego i jego żony co jakiś czas przelewane były pieniądze z dotacji na działalność stowarzyszenia.
Jak podaje Radio PiK, ze 135 tysięcy złotych z Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej aż 98 tysięcy przelane zostało na konta małżonków Dąbrowskich.
Pani doktor dla żartu
Prokuraturę opuścił jeszcze jeden akt oskarżenia w sprawie Anny D. - w sprawie... dwóch kradzieży sklepowych.
Ale to nie wszystko, jak ustalił reporter Radia PiK Uniwersytet Mikołaja Kopernika zarzuca Annie D. wykorzystywanie sfałszowanego dyplomu doktora psychologii. Kobieta najpierw tłumaczyła, że dyplom kupiła przez internet, a później - że znalazła go za wycieraczką samochodu. Twierdziła, że w mediach społecznościowych pochwaliła się nim dla żartu.
Dziennikarz PiK-a, który skontaktował się z firmą sprzedającą dyplomy uzyskał informację, że odpowiedni druk będzie kosztował go 2 600 zł, a czas realizacji wynosi 7 dni.
Stowarzyszenie zapowiedziało złożenie do prokuratury kolejnych zawiadomień w sprawie przejęcia majątku organizacji, zniszczenie dokumentacji (chodzi o okres od 2015 roku), w tym dokumentów związanych z wynagrodzeniami.
Kilka dni temu miasto wypowiedziało umowę najmu Fundacji im. Waldemara Dąbrowskiego, argumentując to tym, że budynek nie jest obecnie wykorzystywany zgodnie z przeznaczeniem. Anna D. ogłosiła, że zamierza rozwiązać fundację.
W sprawie Anny D. toczą się również dwa inne postępowania, w których występuje jako pokrzywdzona. Pierwsza dotyczy „zmuszania do określonego zachowania” i kradzieży mienia, druga – usiłowania otrucia jej psa.
