Obecnie 38-letni Michał Ignerski po raz ostatni zagrał w polskiej lidzie w sezonie 2005/06. W 37 meczach w barwach kujawskiej drużyny notował wówczas średnio na koncie 15,4 pkt. Potem lublinianin grał w wielkich europejskich klubach m.in. Basiktasie, Niżnym Nowogrodzie, Lokomitivie Kubań, Virtusie Rzym. Jeszcze w 2015 roku grał w mocny francuskim Le Mans.
Wydawało się, że doświadczony skrzydłowy na dobre zakończył przygodę z zawodową koszykówką. Sam powtarzał, że chce więcej czasu poświęcić rodzinie. Stara miłość jednak nie rdzewieje. Ignerski oo dwóch latach przerwy ostatnio wrócił do grania w barwach AZS Basket Nysa.
Oferta z Włocławka nadeszła niespodziewanie. Anwil ma problem z polską rotacją, kontuzjowany jest Michał Michalak, wciąż niepewny Aleksander Czyż.
- Gdy wróciłem do gry w II lidze i poczułem piłkę w rękach, przyszło mi do głowy, że mógłbym jeszcze pograć o wyższe cele. Zbiegło się to z telefonem ze strony Igora Milicicia. Ze swojej strony mogę zapewnić, że zrobię wszystko, aby dojść do optymalnej formy i możliwie najbardziej pomóc zespołowi na boisku. Nad powrotem do Włocławka nie zastanawiałem się ani chwili. Do dziś mam sentyment do tego klubu, ludzi w klubie i kibiców - mówi Ignerski na portalu kkwloclawek.pl.
Koszykarz zapowiedział jednocześnie, że całą gażę w Anwilu przekaże na cele charytatywne, a dokładniej na rzecz dzieci w potrzebie.
- Michał to inteligentny człowiek i zawodnik, który ma wielką świadomość siebie i swojego ciała. Jeśli decyduje się na powrót do poważnej koszykówki to oznacza, że jest na to gotowy. Po rozstaniu z Nikolą Markoviciem nie planowaliśmy kolejnych ruchów, ale wobec zaistniałych okoliczności uznaliśmy, że nie można ich nie wykorzystać. Michał da nam olbrzymie doświadczenie, co w kontekście play-off może mieć niebagatelne znaczenie. Nikt nie oczekuje, że będzie liderem drużyny, ale swoim wieloletnim ograniem wesprze nas w ważnych momentach - nie kryje nadziei Arkadiusz Lewandowski, prezes zarządu KK Włocławek.