Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy samobójstwa i dymisja - podwójne życie w toruńskim areszcie

Adam Willma [email protected]
W areszcie toczy się drugie życie - czekających na wyrok i pracowników. Na naszym forum nie ustaje dyskusja: co tam się dzieje?
W areszcie toczy się drugie życie - czekających na wyrok i pracowników. Na naszym forum nie ustaje dyskusja: co tam się dzieje? Fot. Lech Kamiński
Dyrektor toruńskiego aresztu opłacił samobójstwo swojego zastępcy utratą stanowiska. Od dawna żadna decyzja kadrowa w więziennictwie nie spowodowała takich emocji. Najpierw na życie targnął się 52-letni fałszerz dokumentów. Po trzech tygodniach na rurze kanalizacyjnej powiesił się 21-letni Krystian, drobny włamywacz.

Jak na dworcu

"Seria samobójstw" w Toruniu trafiła do ogólnopolskich serwisów. W rzeczywistości trudno znaleźć wspólny mianownik tych zdarzeń.

Tamtych za kratami nie łączyło nic: ani wiek, ani wyrok, ani środowisko w celi. Ot, prawo statystyki. Niezależnie od tego, ile konferencji specjalistycznych zbierze się i omówi problem, w polskich więzieniach i tak samobójstwo popełni w przyszłym roku 30-40 więźniów, dwustu innych będzie próbowało to zrobić, ale im nie wyjdzie.

Funkcjonariusz ochrony w toruńskim areszcie: - Trzeba pamiętać, że areszt to trudniejsze miejsce niż zwyczajne więzienie. Tu jest rotacja jak na dworcu. Na 180 miejsc mieliśmy od początku roku 1800 ludzi. Nie ma szansy, aby każdy przypadek zgłębić tak, jak w normalnym zakładzie karnym, więc ryzyko zawsze jest większe.

Sławomir Sikora, znany za sprawą "Długu", obecnie szef portalu poświęconego więziennictwu, potwierdza tę obserwację: - Areszt, w przeciwieństwie do więzienia, to zawieszenie w próżni, stan niepewności, a często pierwsze zetknięcie z życiem za kratami. Tu ryzyko depresji i samobójstwa jest wyższe. Kwalifikacja czynu nie ma w takich decyzjach większego znaczenia.

Przypomnij sobie, kapitanie

Co 10 dni śmierć

Statystycznie co 10 dni w polskich więzieniach dochodzi do samobójstwa Organizacje broniące praw człowieka podkreślają, że Polska nagminnie łamanie normy europejskich, według których skazanemu przysługują co najmniej 3 metry kwadratowe. Jednak w przestrzegających norm Francji, Danii, a nawet Norwegii czy Szwajcarii odsetek samobójców w więzieniach jest znacznie wyższy.

Zdaniem profesora Brunona Hołysta Polsce i tak udała się rzecz znacząca - w stosunku do czasów PRL liczba samobójstw za kratami spadła o połowę. Czy może spaść niżej? Paradoksalnie, na przeszkodzie stoją właśnie prawa człowieka, a ściślej mówiąc prawa do prywatności. Zakłada się, że więzień musi mieć prawo do intymności, w związku z czym nie ma mowy o całodobowym monitoringu. więc monitoring wygląda tak, jak przed dwoma stuleciami - co godzinę strażnik przesuwa klapkę w drzwiach i zerka do celi. Widzi prycze, ale już do kącika sanitarnego jego wzrok nie sięga, bo osadzonemu należy się odrobina intymności. Ta intymność ma swoją cenę - niemal do wszystkich samobójstw dochodzi właśnie w miejscu, do którego wzrok strażnika nie sięga.

Kontrole nie stwierdziły, aby doszło do zaniedbań. Dyrektor aresztu Jacek Pekról postanowił, że nie ma podstaw, aby wobec kogokolwiek wyciągać konsekwencje. Tymczasem w ubiegłym tygodniu jak grom spadła na pracowników aresztu informacja o kolejnym samobójstwie - tym razem kierownika działu penitencjarnego, a zarazem rzecznika prasowego toruńskiej "beczki".

We wtorek rano mężczyzna nie pojawił się w pracy. Dwie osoby zadzwoniły na policję z informacją o makabrycznym znalezisku na leśnym parkingu w Suchatówce, przy drodze z Torunia na Inowrocław. Zanim kapitan Dariusz W. otworzył sobie żyły, napisał list pożegnalny do rodziny. Ale nie tylko - dzień wcześniej wysłał do przełożonych w Warszawie i Bydgoszczy skargę na działania obecnego dyrektora i innych pracowników aresztu.

Do "beczki" zjechały natychmiast kontrole, przesłuchano pracowników, przewertowano stosy papierów.
We wtorek dyrektor Pekról został odsunięty ze stanowiska.

W mediach pojawiły się spekulacje o ofierze mobbingu, która nie wytrzymała presji po dwóch wcześniejszych samobójcach. Rozgorzała pyskówka na forach internetowych:

"Byłem kolegą kpt. Dariusza w Areszcie Śledczym w Toruniu (...). Pełniłem służbę w areszcie jako kierownik działu ochrony. Od 1,5 roku jestem na emeryturze, ale z Darkiem utrzymywałem stały kontakt. Ostatnią rozmowę z Darkiem odbyłem ok. 20 września. Prawdopodobną przyczynę samobójstwa Darka usiłuje się ukryć, bo jest niewygodna dla przełożonych mojego ś.p. kolegi. Darek w rozmowach ze mną skarżył się, że od momentu przyjścia do aresztu nowego Dyrektora, ma ciągłe problemy i nie może się w żaden sposób z Panem Dyrektorem porozumieć. Pan Dyrektor do swoich rozgrywek wykorzystywał wiernych mu "wasali" z kierownikiem działu ochrony na czele. Kpt. W. nie raz twierdził, że jest tym wszystkim zmęczony i że atmosfera w areszcie jest nie do zniesienia. Spokój mieli tylko ci, co zgadzali się z jedyną słuszną opcją Pana i Władcy. O złej atmosferze może świadczyć fakt, że kilku funkcjonariuszy miał tego dosyć i wolało odejść ze służby pomimo młodego wieku, po wypracowaniu tylko15 lat. Darek nie miał takiej alternatywy, ponieważ jeszcze nie miał wypracowane 15 lat. Był funkcjonariuszem oddanym tej służbie, koleżeńskim, niosącym wszystkim pomoc min. tym, którzy go szykanowali. Był jedynym funkcjonariuszem w jednostce, który potrafił wyrażać opinię nie obawiając się poniesienia konsekwencji". W podobnym tonie utrzymany był jeden z licznych anonimów, które nadeszły do redakcji po śmierci Dariusza W.

Wszystko pasowało - Dariusz W. był szefem działu penitencjarnego, a wiec tego, na którym spoczywa m.in. obowiązek rozpoznania zagrożenia.

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać: "A przypomnij sobie kapitanie SW jak TY rządziłeś ze swoimi Wasalami, mszcząc się na funkcjonariuszach, którzy mieli inne zdanie lub odważyli się odezwać (słynny zeszyt z zapiskami, kto, co gdzie i jak oraz wtrącanie się w prywatne sprawy) - to dla pana była codzienność. Ci, co odeszli ze służby, mieli dosyć, bo zdrowie stracili za rządów kierownika ochrony poprzedniej kadencji. Teraz jest atmosfera, którą stworzyli ludzie dużego formatu, a nie ich poprzednicy mający ludzi za nic".

I tak dalej.

Bał się konsekwencji?

- Przykro mi, że muszę to powiedzieć tuż po pogrzebie, ale Darek przed śmiercią podłożył świnię dyrektorowi - uważa podwładny kapitana W. - W moim przekonaniu bieg zdarzeń był nieco inny niż ten opisany w mediach. Darek najpierw wysłał skargę, a później, gdy zorientował się, jakie będą konsekwencje tego, co zrobił, targnął się na życie. To nie były pisma sporządzone przez desperata, ale lista zdarzeń, które musiał skrupulatnie gromadzić od wielu miesięcy. Duperele - że dyro poszedł aresztantowi na rękę w spłacie grzywny, że było coś nie tak przy konwoju itp.

Funkcjonariusz działu ochrony: - Darek to był sympatyczny facet. Pomocny, wesoły, ale i do bólu ambitny. Z poprzednim dyrektorem był mocno zaprzyjaźniony i dyrektor przygotowując się do odejścia na emeryturę, zabiegał, żeby Darek zajął jego miejsce. Dlatego był zupełnie rozbity, gdy okazało się, że fotel, na który czeka - zajmie człowiek z Włocławka.

Emerytowany funkcjonariusz: - W poprzednim układzie karty rozdawała grupa trzymająca władzę, do której należał również Darek. Panowie spotykali się towarzysko, mieli swoich ulubieńców i tych, którzy mogli liczyć jedynie na najniższe dodatki. Gdy pojawił się Pekról, nagle wszystko się skończyło, bo nowy dyrektor nie wchodził w żadne układy. Traktował Darka jak innych. Ani lepiej, ani gorzej.

Nowy dyrektor wprowadził zupełnie inny system zarządzania - rygorystyczny, ale otwarty - twierdzi jeden z niższych stopniem funkcjonariuszy. - Owszem, odpytywał z przepisów, ale bez chamstwa i gnojenia. Poprzedni dyrektor był typem choleryka, a Pekról to była inna bajka - nawet jeśli strofował, to nigdy nie podnosił głosu, w gabinecie puszczał czarne płyty z muzyką klasyczną. Z jednej strony trzymał lekki dystans, ale drzwi do swojego gabinetu otworzył dla wszystkich. Brzydził się chamskimi rozgrywkami, których zawsze pełno w zakładzie. Ucinał ploty.

Będzie masakra

Sławomir Sikora: - Z dyrektorem Pekrólem miałem okazję zetknąć się jeszcze jako więzień we Włocławku. O ile wielu pracowników Służby Więziennej zapamiętałem z fatalnej strony, to Pekról odstawał od tego wizerunku. Był jak kaloryfer: twardy, ale ciepły. Należał do tych nielicznych, który chciał czegoś więcej niż tylko odbębnić swoje i mieć święty spokój.

Były współpracownik z Włocławka: - Toruń nie był dla niego żadnym wyróżnieniem. Miał wcześniej propozycję objęcia wysokiego stanowiska w Warszawie, ale odmówił. Przez robotę zaliczył wylew. To nie jest facet, który znajduje przyjemność w dopieprzaniu.

Według pracownika działu penitencjarnego W. od dawna miał problemy z panowaniem nad emocjami: - Z jednej strony pracowity, z drugiej - bez reszty chaotyczny, zatopiony w powodzi papierów, wiecznie gdzieś ganiający. Dwie godziny po skończeniu pracy wracał i siedział w areszcie do nocy. Miał też cechę, która na zespole odbijała się fatalnie - przed jakąkolwiek kontrolą wpadał w panikę. "Wszyscy pospadamy ze stołków", "będzie masakra" - histeryzował zupełnie niepotrzebnie. On po prostu lękał się oceny.

Dziennikarz specjalizujący się w tematyce sądowej: - Jako rzecznika wspominam W. bardzo dobrze, jako życzliwego, sympatycznego człowieka. Ale jako człowiek sprawiał wrażenie strasznie znerwicowanego. Gdy miał wystąpić przed kamerą, pot lał się z niego strumieniami.

Wyciszanie obcasem

Emerytowany pracownik: - Realia w takiej zmilitaryzowanej służby są brutalne. Bardzo łatwo o zaliczenie regulaminowej wpadki. W takiej sytuacji hak na przełożonego może być jedyną skuteczną obroną. Myślę, że Darek cały czas myślał w tych kategoriach - wydawało mu się, że jeśli Pekról nie pozwala mu się zbliżyć, to znaczy, że będzie chciał się go pozbyć. Ale to była chyba mylna diagnoza. Przecież nowy dyrektor pozostawił go swoim zastępcą, z tego co wiem, mógł liczyć na najwyższy dodatek.
Funkcjonariusz działu ochrony: - Gdyby chodziło jedynie o konflikt z szefem, mógł bez problemu poczekać do przyszłego roku. Wówczas kończył 43 lata i mógł odejść na emeryturę. Ale on miał inne problemy. Poprosił jednego z podwładnych o żyrowanie kredytu i krótko później przestał go spłacać. Z tego, co wiem, nie był to jedyny kredyt.

Pracownik działu ochrony: - Dyrektor Pekról dawał szczególne gratyfikacje tym funkcjonariuszom, którzy mieli bezpośredni kontakt ze złodziejem. To się nie mogło podobać ludziom, którzy wcześniej byli faworyzowani przez poprzedniego szefa.

Funkcjonariusz włocławskiego więzienia: - Gdy pojawia się problem, dyrekcja zaczyna żonglerkę głowami. W gruncie rzeczy chodzi tylko o jedno - żeby wyciszyć sprawę, a nie rozwiązać ją. Nie zdziwię się, jeśli Pekról nie wytrzyma i powiększy grono emerytów, bo po takich sprawach ciągnie się za człowiekiem smród, niezależnie od tego, kto jest przyczyną tego smrodu. Napoleon rekrutując swoich generałów pytał nie tylko o kwalifikacje, ale i o to, czy dopisuje im szczęście. Pekrólowi szczęście ostatnio nie dopisało, więc odsunęli go, żeby "wyciszyć nastroje". Jak zwykle - przy pomocy obcasa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska