121
121
osób w ubiegłym roku skorzystało z pomocy rzecznika
Powiatowy rzecznik konsumentów od dziesięciu lat pomaga mieszkańcom radzić sobie z nieuczciwymi sprzedawcami czy niefachowymi usługodawcami. - Początki były niełatwe, zwłaszcza jeśli chodzi o warunki lokalowe - wspomina Leszek Ciżmowski.
Początkowo zajmował pokój z czterema innymi urzędnikami, co na pewno nie sprzyjało swobodnej rozmowie. Kolejne lokum na poddaszu nie miało klimatyzacji, więc latem temperatura sięgała 40 st. C, a zimą było lodowato i szpary w drzwiach trzeba było zatykać szmatami. - Teraz warunki są optymalne - uważa Ciżmowski.
Przyjmuje na pierwszym piętrze starostwa w pokoju 104 we wtorki i w czwartki 8.00-15.30, w środy 8.00-13.00.
Czytaj umowę, zanim podpiszesz
Przed laty mieszkańcy najczęściej zgłaszali się z prośbą o pomoc w reklamacji butów, sprzętu AGD czy fuszerki fachowca. Dziś zdecydowanie częściej potrzebują porady, jak wyplątać się z podpisanej umowy, bo albo nie mają z czego spłacać rat, albo przedstawiciel handlowy był nieuczciwy. - Są i bardziej nieprzyjemne sytuacje, na przykład mąż umiera, a kobieta zostaje z długami - mówi Ciżmowski. I aż do znudzenia przypomina, by czytać umowę, zanim się ją podpisze.
Zastrzeżenia klientów budzi też jakość towarów sprzedawanych przez internet - na przykład są uszkodzone albo niezgodne z zamówieniem. Po poradę zgłaszają się również abonenci telewizji kablowych czy telefonów. - A często nie ma co liczyć na infolinię, bo klient może stracić sporo pieniędzy, zanim w ogóle porozmawia z żywym człowiekiem - dodaje rzecznik.
Najwięcej niezadowolonych zgłasza się po świętach albo sezonowych wyprzedażach.
Gumiaki przed wejściem
Rzecznik konsumentów zajmuje się nawet sprawami, które właściwie nie są już jego obowiązkiem, ale są korzystne dla mieszkańców. Na przykład od kilku miesięcy stara się, żeby przewoźnik postawił wiatę na przystanku autobusowym.
Są i sytuacje zabawne. Co zrobić jeśli samczyk chomika okaże się samiczką? Albo żona kupi perukę, która nie spodoba się mężowi? - Był u mnie też pan, który przed biurem zdejmował gumiaki i wchodził w samych skarpetkach - opowiada Ciżmowski. - Czasem ktoś chce reklamować klapki za 15 zl, bo... starł się na nich napis.