Sokół Łańcut - Qemetica Noteć Inowrocław 82:64 (26:28, 19:9, 21:14, 16:13)
Sokół: Małgorzaciak 25 (3), Kaszowski 14 (4), Struski 9 (3), Faye 4, Stolarz 2 oraz Stupnicki 13 (2), Kłaczek 5 (1), Kędel 4, Puchalski 4, Bręk 2.
Noteć: Malesa 11, Washington 9 (1), Ulczyński 8, Harris 5, Robak 3 (1) oraz Rompa 17 (3), Sobiech 6, Orłowski 3 (1), Filipiak 2.
Inowrocławianie rozpoczęli całkiem obiecująco: od udanej współpracy Darella Harrisa z niskimi graczami, po której goście zdobywali łatwe punkty spod kosza. Korzystał z tego zwłaszcza Jana Malesa, który zdobył 9 z pierwszych 13 punktów Noteci. Po drugiej stronie odpowiadał najczęściej doświadczony Filip Małgorzaciak. Były gracz bydgoskiej Astorii w 1. kwarcie uzbierał 13 punktów, a do przerwy miał ich na koncie 18. Goście jako zespół byli jednak skuteczniejsi i prowadzili kilkoma punktami.
Zaraz na początku 2. kwarty Noteć straciła prowadzenie, bo gospodarze trafiali regularnie z dystansu (8/18 do przerwy). W 15. minucie za 3 trafił Kaszowski i trener Przemysław Łuszczewski musiał ratować się czasem na żądanie. Niewiele pomogło, po kolejnym dystansowym trafieniu Sokoła Filipa Struskiego w 18. minucie było już 45:33. Goście w 1. kwarcie mieli prawie 60 procent z gry, w 2. kwarcie trafili zaledwie 4 rzuty z gry na 16 prób.
Po przerwie inowrocławianie wciąż nie mogli odnaleźć zgubionej gdzieś skuteczności w ataku, więc Sokół cały czas utrzymywał dystans ponad 10 punktów. W 28. minucie było już 58:42, a przed ostatnią kwartą beniaminek miał aż 15 punktów do odrobienia.
Przeciwko dobrze zorganizowanej obronie Sokoła radził sobie tylko Sebastian Rompa. Jeden ze słabszych meczów w sezonie zaliczył James Washington (3/10 z gry, 3 asysty i 2 straty)
