Wśród głosujących za dokumentem znalazło się 20 eurodeputowanych z Polski. Prawicowi hejterzy już okrzyknęli ich zdrajcami kraju. Jednak rezolucja unijna to nie rezolucja przeciwko Polsce, a przeciwko działaniom rządu, który niszczy polskie prawo. I nie jest jednoznaczna z sankcjami.
- To dążenie do zaprzestania łamania praworządności, a nie szczucie na własny kraj - broni swojego głosu za dokumentem europoseł Tomasz Frankowski.
„Parlament Europejski z niepokojem zauważa, że sprawozdania oświadczenia Komisji i organów międzynarodowych, takich jak ONZ, OBWE i Rada Europy, wskazują, że sytuacja - zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech - pogorszyła się od momentu uruchomienia art. 7 ust. 1” – czytamy w rezolucji.
Powiązanie funduszy UE z praworządnością to coraz głośniej podnoszona sprawa. Zwolenniczką takiego rozwiązania jest Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej.
Rząd polski nie stosuje się do wyroków TSUE, a zdanie Komisji Weneckiej, że „ustawy kagańcowej” nie da się pogodzić z konstytucyjną, ale i europejską ideą niezależności sądów, lekceważy. Prezydent Andrzej Duda mówił kilka dni temu: „Nie będą nam w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce i jak mają być prowadzone polskie sprawy”. PiS zresztą stoi od dawna na stanowisku, że instytucje unijne nie są „nasze” i nie trzeba się z nimi liczyć.
Prof. Lech Witkowski, filozof i pedagog z Akademii Pomorskiej w Słupsku jest przekonany, że Unia Europejska nie będzie obojętnie patrzyła na coraz bardziej oczywiste i ostentacyjne antywspólnotowe gesty europosłów z PiS czy stosunek przedstawicieli rządu do Komisji Weneckiej i do wyroku TSUE.
- Trudno nie słyszeć jawnie agresywnej retoryki przeciw sędziom w Polsce, z udziałem kręgów prezydenta oraz prezesa partii władzy - mówi. - Mechanizmy wprowadzane przez PiS od dawna były ewidentnym zamachem na TK, KRS czy SN, a projekt „ustawy kagańcowej” uderza w podstawy praworządności w Polsce i jej integrację z Unią. Władza nie może domagać się tylko kasy europejskiej, bagatelizując wcześniej jej efekty rozwojowe, a wszystko to na potrzeby kampanii wyborczych. Znajdą się sposoby na obcinanie dotacji unijnych, wzrośnie jeszcze bardziej rygoryzm kontroli ich wydatkowania. Europa to wspólny projekt, broniący wartości. Projekt ten nie może być wystawiony na taki zamach, jak to się teraz dzieje w Polsce. Nasza władza niszczy formę dotychczasowej obecności Polski w Europie. Ciekawe, kiedy nasz „suweren” zrozumie zagrożenie dla własnego interesu.
Dr Hubert Stys z WSB w Toruniu przewiduje, że Komisja Europejska będzie musiała przyjąć strategię, wyglądającą na zdecydowane działania wobec państw, które naruszają przyjęte zasady państwa prawa.
- Ale podobnie jak w poprzedniej komisji, stawiałbym na wstrzemięźliwość i przedłużanie spektaklu konsultacji i dyskusji, bo zawieszanie wypłat środków finansowych wydaje się być ostatecznością, choć najbardziej dotkliwą i precedensową - tłumaczy. - Na pewno komisja musi brać pod uwagę zagrożenie braku jednomyślności w Radzie Europejskiej. Pierwsza sankcja, która uderzyłaby w Polskę, to zawieszenie prawa głosu w Radzie. Nie zmienia to faktu, że politycy europejscy patrzą na rząd PiS-u trochę jak na Tokarczukowych biegunów. Taki biegun nie chce ani na chwilę przystanąć, ale błąka się w amoku, nie zamierzając racjonalnie i bez emocji spojrzeć na realia psucia fundamentów państwa prawa. Wiele będzie zależało od przewodniczącej komisji der Leyen, która albo zbuduje koalicję antypisowską, albo sama będzie błądzić.
Piotr Maciej Kaczyński, ekspert Centrum Stosunków Międzynarodowych uważa, że spór o praworządność w Polsce to spór o znaczeniu fundamentalnym, dotyczący obecności naszego kraju w Unii.
- Spór o środki unijne jest dosyć jałowy - przekonuje. - Z jednej strony wszystkie rządy będą się musiały zgodzić na nowe zasady. Z drugiej strony, w czym miałyby przeszkadzać zdrowe antykorupcyjne zasady? Ewidentnie jest przestrzeń do porozumienia przy dobrej woli, którą prezentują np. ministrowie Szymański, Kurtyka czy Emilewicz. I na koniec węzeł gordyjski: kto będzie decydował w konkretnych sytuacjach, gdy wobec polskich sądów już jest ograniczone zaufanie, a sytuacja szybko się pogarsza (niewykonanie wyroku Sądu Najwyższego w sprawie KRS i Izby Dyscyplinarnej SN)? Tak długo jak Trybunał Sprawiedliwości nie orzeknie, że w Polsce nie ma wolnych sądów (podobnie jak doradził Sądowi Najwyższemu przy ostatniej decyzji) problem nie istnieje - każdorazowo stosowne decyzje podejmują sądy polskie.
