Burmistrz nie dowierza
Aldona Nocna, przewodnicząca Rady Miejskiej pytała, dlaczego pismo ze Starostwa Powiatowego, które adresowane było do niej - nie imiennie, tylko z funkcji - otrzymała po trzech tygodniach od wysłania w otwartej kopercie, z odręczną adnotacją burmistrza, który kierował je do odpowiednich komórek w magistracie. Przewodnicząca trafiła na nie przypadkiem. Korespondencja dotyczyła spornej sprawy (między powiatem a miastem) odszkodowania za spaloną Salę Malinową w Ciechocinku.
Przeczytaj również: Burmistrz zapewnia, że podpisze aneks i ścieżka rowerowa będzie budowana
Do Mirosława Satory, przewodniczącego komisji rewizyjnej rady polecone pismo wysłane z aleksandrowskiego starostwa nie dotarło w ogóle, chociaż na kopercie widniało jego imię, nazwisko i funkcja w radzie oraz adres magistratu. Listonosz usiłował je zostawić w sekretariacie UrzęduMiasta dwukrotnie. Wróciło do starostwa i dopiero, gdy jednego z miejskich radnych zapytano w powiecie, dlaczego Satora nie odbiera korespondencji, przewodniczący komisji, dowiedział się, że o jej istnieniu. Pismo dotyczyło Sali Malinowej.
- To dziwne, bo inne pisma do mnie i do moich kolegów, adresowane identycznie, trafiają do biura rady. Jesteśmy natychmiast informowani, że jest jakaś korespondencja - mówi Satora.
Na sesji w ramach interpelacji poinformował o tym radę i prosił burmistrza o wyjaśnienie. - Pani sekretarka może nie wiedzieć, kto jest przewodniczącym komisji rewizyjnej rady, ale trudno mi uwierzyć, żeby nie wiedziała, że od dwudziestu lat w tym budynku znajduje się biuro rady miejskiej. Na kopercie wyraźnie było napisane, że chodzi o przedstawiciela rady - mówił.
Na sesji burmistrz Leszek Dzierżewicz nie dowierzał, że na piśmie do przewodniczącej AldonyNocnej istnieje jego adnotacja. - Musiałbym zobaczyć ten dokument - mówił. Obiecał, że pisma do rady będą od razu trafiały do jej biura, gdzie będą odrębnie rejestrowane.
Nie dowierzał także radny
Natomiast w sprawie pisma do Mirosława Satory poprosił o wyjaśnienia osobę, która zastępowała sekretarkę, będącą na urlopie. Pracownica przeprosiła Mirosława Satorę za to, że polecony list do niego nie trafił, chociaż - jak tłumaczyła - nie przypomina sobie sytuacji, by nie przyjęła listu poleconego do niego. Twierdziła, że po takim liście zostałby jakiś ślad w sekretariacie.
- Przyjąłem przeprosiny, chociaż nie bardzo wierzę, że istotnie ta pani zawiniła. Zwłaszcza, że jak poinformowała w oficjalnym piśmie dyrektorka oddziału Poczty Polskiej pisma do mnie nie przyjęto dwa razy. Natomiast listonosz powiedział mi, że w sekretariacie informowano go, że "pan Satora tu nie pracuje". Raz można zapomnieć, iż oddano pismo listonoszowi. Ale dwa razy? To samo pismo? W dodatku miałaby to robić osoba, która na co dzień pracuje w biurze rady? - dziwi się Mirosław Satora.
Burmistrz obiecał odpowiedzieć na jego interpelację na piśmie.
Czytaj e-wydanie »