MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Usłyszeć słowo

Rozmawiał Roman Laudański
Rozmowa z JAROSŁAWEM GOWINEM, redaktorem naczelnym miesięcznika "ZNAK"

     - W jednym ze swych opowiadań Gustaw Herling-Grudziński opisuje schorowanego papieża na wózku inwalidzkim. Taki fotel na kółkach czeka już na Jana Pawła II w Watykanie.
     - Wystarczy na niego spojrzeć, by wiedzieć, że stan jego zdrowia jest zły. Ale czym innym jest siła fizyczna, a czym innym duchowa. To jest przez cały czas człowiek o niewiarygodnej sile duchowej. Moim zdaniem będzie stać na czele Kościoła do końca.
     - Jakie są procedury rezygnacji z urzędu papieskiego? I - krążą różne pogłoski: kto naprawdę rządzi w Watykanie?
     - Nie ma możliwości "zdjęcia" papieża ze stanowiska. Natomiast sam papież może ustąpić i z tego, co wiem, był okres, w którym rozważał, czy nie wycofać się w zacisze zakonu. Te rozterki należą jednak do przeszłości. Papież zdaje sobie sprawę, że jego ustąpienie podsyciłoby wewnętrzne napięcia. Z pewnością bowiem muszą toczyć się już bowiem zakulisowe rozmowy i zabiegi dotyczące osoby następcy. Nie chodzi przy tym tylko o kwestie personalne czy o niezdrowe ambicje. W Kościele ścierają się różne wizje tego, czym ma być chrześcijaństwo przyszłości i dużo tu zależy od następcy Jana Pawła II. A kto rządzi w Kościele? W sprawach zasadniczych, doktrynalnych czy kształtu dokumentów kościelnych jest jeden głos - Papieża. Natomiast w sprawach mniejszej wagi - np. personalnych - głos rozstrzygający ma Sekretariat Stanu, czyli kardynał Sodano.
     - Jak odczytywać spekulacje, że kolejny papież będzie pochodził z Afryki?
     - Potrzebą podkreślenia uniwersalizmu Kościoła. W epoce wojny cywilizacji Kościół nie jest wspólnotą związaną wyłącznie z cywilizacją zachodnią, tylko ma charakter ogólnoświatowy. Gdyby papieżem został ktoś z Afryki, byłby to przełom mentalny. Zapewne zszokowałoby to wielu europejskich chrześcijan, trudno byłoby im to przełknąć. Ale mógłby to być poważny impuls wzmagający apostolską energię Kościoła w Trzecim Świecie. Dlatego podoba mi się ten pomysł.
     - Potrafiliśmy wykorzystać swoje, polskie, "pięć" minut pontyfikatu Jana Pawła II?
     - Zdecydowanie nie. Ten pontyfikat to zaprzepaszczona szansa polskiego Kościoła. I kościół instytucjonalny, i wspólnota wiernych przyswoiły sobie nauczanie papieskie bardzo powierzchownie. Mam wrażenie, że nie udało się też pogłębić uniwersalizmu chrześcijańskiego wśród polskich katolików. Nadal przeżywamy katolicyzm jako rodzaj wiary sarmackiej, a nie jako tchnienie Ducha Świętego. Nie wyzwoliliśmy się z syndromu Polaka-katolika. Ksiądz Tischner napisał w 1979 roku, że papiestwo może działać jak opium dla ludzi. Ono uspokaja nasze sumienia, wpycha nas w samozadowolenie, które odpowiedzialne jest za pewien marazm panujący w polskim Kościele. Ciągle oczekuje się, że papież za nas rozstrzygnie i załatwi najważniejsze sprawy. Tymczasem Jan Paweł II pokazuje kierunek, a wcielanie jego nauczania w życie jest zadaniem polskich biskupów, księży i świeckich.
     - Czy to znaczy, że na czele polskiego Kościoła zabrakło osoby formatu prymasa Wyszyńskiego?
     - Na pewno po śmierci prymasa Wyszyńskiego i po odejściu kardynała Wojtyły do Rzymu w polskim Kościele powstała ogromna wyrwa personalna. Te dwie indywidualności przytłoczyły swoją wielkością resztę Episkopatu. Niewątpliwie jak dotąd nie znaleźli oni w Polsce kontynuatorów podobnej sobie rangi.
     - Oczekiwał pan, że prymas Glemp odniesie się do sprawy arcybiskupa Paetza w orędziu wielkanocnym?
     - Akurat po orędziu prymasa Glempa wiele nie oczekiwałem. Natomiast czekam na czytelny głos Episkopatu w sprawie poznańskiej. Głos wyjaśniający: czy zarzuty skierowane pod adresem arcybiskupa Paetza są słuszne, czy też są fałszywymi kalumniami. Oczekuję również na działania Episkopatu w przypadku innych, konkretnych sytuacji, które - jak się wydaje - istnieją w niektórych punktach polskiego Kościoła. To są przypadki o tyle mniej drastyczne, że nie dotyczą samych biskupów, ale mamy do czynienia z deprawacją młodych ludzi, z łamaniem ich sumień. Z czymś, co jeden z poznańskich księży nazwał poniżaniem Kościoła.
     - Hierarchowie od dwóch, trzech lat wiedzieli, co dzieje się w Kościele poznańskim i nie reagowali. Nie było sprawy?
     - Zadaję sobie to samo pytanie. Na pewno część biskupów nie uwierzyła w te oskarżenia i do tej pory nie wierzą, bo są to ludzie, którzy dobrze pamiętają czasy PRL-u i sami w przeszłości padali ofiarami prowokacji ze strony tajnej policji komunistycznej. Zapewne sądzili, że oskarżenia pod adresem arcybiskupa Paetza są niesprawiedliwe. Ale wielu biskupów zdawało sobie sprawę z tego, jak naprawdę wygląda sytuacja w Poznaniu. Mimo to tylko część z nich zaangażowała się w wyjaśnienie tej sprawy. Tolerowanie zła, jeśli się o nim wie, jest jakimś rodzajem współuczestnictwa. Niewątpliwie zabrakło determinacji i odwagi stanęcia w prawdzie. W polskim Kościele panuje lęk przed prawdą. Lęk, że ujawnienie niewygodnej prawdy przyniesie Kościołowi uszczerbek. Nic bardziej błędnego. Na dłuższą metę autorytet Kościoła może ucierpieć z powodu tuszowania prawdy.
     - O nieślubnych dzieciach księży, ich problemach z celibatem czy homoseksualizmie mówi się wyłącznie "u cioci na imieninach". Oznacza to, że są tematy tabu w polskim Kościele?
     - Celibat to kwestia zasadniczej debaty na temat wizji kapłaństwa. Jestem przeciwnikiem jego znoszenia, a jeżeli do tego dojdzie, to Kościół przetrwa dzięki zakonom. Co do nieślubnych dzieci, czyli podwójnego życia księży, to za tym zawsze kryją się ludzkie dramaty. Każdy przypadek należy traktować odrębnie, pamiętając, iż chodzi nie tylko o dobro danego księdza, dobro Kościoła, ale i o krzywdę już wyrządzaną lub taką, którą można wyrządzić kobiecie i dziecku. Tu nie ma dobrych rozstrzygnięć. Inaczej jest w przypadku praktyk homoseksualnych, które uznawane są przez Kościół za grzech. Jeżeli jakiś ksiądz popada w ten grzech, to niejako grzeszy podwójnie. Poza tym homoseksualizm prawie zawsze wiąże się z deprawowaniem innych. Dlatego powinno się podejmować tu bardziej radykalne i jednoznaczne decyzje.
     - Delegaci przysłani przez Ojca Świętego do Poznania dysponują zaprzysiężonymi oświadczeniami kleryków i księży molestowanych przez arcybiskupa i mamy dyplomatyczne rozwiązanie odejścia - rezygnacji arcybiskupa Paetza. Dlaczego Watykan dysponując takim materiałem dowodowym nie zdobył się na orzeczenie winy?
     - Ja tego też nie rozumiem i nie mogę się z tym pogodzić. Dlatego rozmawiamy na ten temat, a ja nie zamierzam milczeć. Obowiązkiem wszystkich ludzi poczuwających się do współodpowiedzialności za Kościół jest domaganie się prawdy. Był moment, kiedy sprawę można było załatwić dyplomatycznie, ale od chwili publicznych oskarżeń trzeba ją wyjaśnić do końca. Poświęciłem kilka miesięcy na weryfikację oskarżeń i na podstawie zdobytej wiedzy twierdzę, że są słuszne.
     - Spotykał się pan z pokrzywdzonymi klerykami i księżmi, a oni potwierdzili winę arcybiskupa?
     - Nie spotykałem się osobiście, ale jestem w posiadaniu całkowicie wiarygodnych dowodów o słuszności oskarżeń.
     - W takim razie czym można wytłumaczyć postawę księdza arcybiskupa, który twierdzi: Jestem niewinny?
     - Być może arcybiskup Paetz z czasem dojrzeje wewnętrznie do wyznania prawdy, ale nie jestem w tym przypadku wielkim optymistą. Z moich rozmów z psychoterapeutami zajmującymi się taką problematyką wynika, że za grzechem ciała idzie też głęboka deformacja sumienia i świadomości. Takie osoby często nie tylko uważają, że nie robią niczego złego, a wręcz przeciwnie - są przekonane, iż ich sposób życia i przeżywania seksualności jest najbardziej wartościowy. I to je w ich mniemaniu rozgrzesza. Myślę, że arcybiskup Paetz jest takim przypadkiem.
     - Wspomniał pan, ze oprócz sprawy poznańskiej są jeszcze inne, podobne...
     - Dysponuję poważnymi poszlakami, że istniały podobne sytuacje w diecezji łomżyńskiej, gdzie arcybiskup Paetz przebywał wcześniej. Wiele też wskazuje, że istnieją takie punkty w Kościele, w których mamy do czynienia z homoseksualnymi lobby. Podkreślam jednak: na razie to poszlaki, a nie wiedza. Do każdego z podejrzeń trzeba podejść z wielką ostrożnością i wyjaśnić sprawy.
     - To lobby istnieje wśród hierarchów?!
     - Nie, niżej. Aczkolwiek sumienia miejscowych biskupów obciąża to, że wiedzą i nie reagują (choć często pewnie nie wiedzą - każda władza się alienuje, w Kościele również). Problemem nie jest skala zjawiska homoseksualizmu wśród duchownych, problemem jest patrzenie przez palce na takie sytuacje oraz usytuowanie księży-homoseksualistów. Często pracują w miejscach newralgicznych: seminariach, kuriach. Tam, gdzie rodzą się relacje zależności, gdzie łatwiej kogoś skrzywdzić i trudniej zorganizować sprzeciw. Pora najwyższa, by tam, gdzie pojawiają się niepokojące sygnały, zajęły się tym odpowiednie instancje Kościoła. Jeżeli one to zaniedbają, zajmą się tym media. Za czasów prymasa Wyszyńskiego każdy sygnał wskazujący na praktyki homoseksualne księży był bezzwłocznie wyjaśniany, a jeśli zarzuty się potwierdzały, następowały radykalne i natychmiastowe decyzje.
     - To co się zmieniło od tamtego czasu w polskim Kościele?
     - Moim zdaniem zła tolerancja wynika głównie z marazmu wewnętrznego, opieszałości, braku determinacji, odwagi i skuteczności w podejmowaniu decyzji. I te bolesne sprawy przysychają, decyzje są odkładane lub podejmowane połowicznie. Często słyszę głosy usprawiedliwienia ze strony księży, biskupów i świeckich katolików, że Kościół jest taki, jak społeczeństwo. Mnie to jednak zupełnie nie przekonuje. Kościół jest z tego społeczeństwa, z tego narodu, ale jednocześnie musi wyrastać ponad. Jeżeli jest taki jak społeczeństwo, świadczy to o głębokiej chorobie wewnętrznej.
     - Doczekamy się chwili, że któryś z biskupów wiedzący o sprawie poznańskiej, a nie robiący tego, co powinien, uderzy się w pierś i powie: moja wina, żałuję?
     - Nie jestem dużym optymistą, ale nie wykluczałbym takiej sytuacji. W krajach, gdzie były takie przypadki, za grzechy księży homoseksualistów przepraszali ich przełożeni, których sumienia obciążało to, że nie dość dokładnie kontrolowali swoich podwładnych lub czasami tuszowali ich grzechy. Bardzo bym chciał usłyszeć od któregoś z biskupów, wiedzących o sprawie poznańskiej, tuszujących ją bądź nawet domagających się ukarania księży, którzy ujawnili tę sprawę, słowo przepraszam. Chciałbym przede wszystkim tego dla nich samych, bo mi to słowo nie jest potrzebne. Polski Kościół powinien spełnić wezwanie Jana Pawła II do rachunku sumienia i on powinien objąć także sprawę poznańską. Z zachowaniem odpowiednich instancji kościelnych i konkretnych osób, nie tylko arcybiskupa Paetza. Na koniec naszej rozmowy chciałbym podkreślić jedno: cały czas mówiliśmy o ciemnej, słabej twarzy Kościoła. Ale jest i piękna. Patrzmy na Kościół nie przez pryzmat arcybiskupa Paetza, ale np. księży poznańskich, którzy dali dowód ewangelicznej odwagi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska