O budowę wodociągu zabiegała - przy pełnym poparciu mieszkańców - głównie gospodyni tej wsi. - Pierwsze pismo złożyłam w 2011 roku, gdy studnie zaczęły wysychać. Ciągle odsyłano mnie z „kwitkiem”. Słyszałam jak mantrę „nie ma pieniędzy” - wspomina Jolanta Jendrna, sołtys wsi. - Urzędnicy wzięli się ostro do pracy dopiero gdy zmienił się wójt. Wtedy też na posesji sołtysa zaparkował beczkowóz z wodą zdatną do spożycia. - Nie było już innego wyjścia - dodaje Jolanta Jendrna.