Jest Pan kierowcą od kilkunastu lat, od kilku jednym z najlepszych na świecie, który znowu będzie miał szansę sięgnąć po najwyższe laury.
Tak, zajmując drugie miejsce na zawodach w Poznaniu zakwalifikowałem się na mistrzostwa świata. Już piąty raz. Odbędą się one w przyszłym roku w Belgii.
Pojedzie Pan?
Tak, jeśli znajdę sponsorów. Na taki wyjazd trzeba mieć minimum 10 tysięcy złotych. Mam żonę, malutkiego, miesięcznego synka. Nie mogę wziąć kredytu po to, by uczestniczyć w zawodach.
W Poznaniu startował Pan w kategorii F, czyli...
Małych samochodów dostawczych.
Co trzeba zrobić, żeby być mistrzem kierownicy?
Trzeba się zgłosić. W tym roku nie miałem już jechać na zawody jako kierowca. Miałem tam sędziować, bo to co chciałem, już osiągnąłem. Zamierzałem przejść na emeryturę. Ale niespodziewanie żona mnie zgłosiła na te eliminacje. Magdalena znalazła druk ankiety, wypełniła ja i wysłała. Na miejscu okazało się, że nie będę sędzią, tylko zawodnikiem.
Zobacz również
Odważne fotografie młodej aktorki z "Na Wspólnej" [ZDJĘCIA]
Od zwycięstwa...
Dzieliły mnie tylko dwie sekundy.
Jak rozgrywane są takie zawody?
Najpierw zawodnicy rozwiązują testy z przepisów ruchu drogowego. Potem wyjeżdżają na tor, na którym odbywa się jazda sprawnościowa, polegająca na omijaniu pachołków, jeżdżeniu po łuku, podjeżdżaniu do ściany przodem i tyłem na wylosowaną odległość. Konkurencji jest wiele.
Grzechem głównym zawodników jest...
Brawura. Też się czasami na tym łapię, bo na co dzień jeżdżąc w komunikacji miejskiej, muszę omijać realne przeszkody. Muszę tak prowadzić pojazd, by nic się nie wydarzyło złego. A na zawodach jest inaczej, trzeba na coś najechać.
Czytaj dalej>>
Najechać?
Tak, na przykład jednym kołem na „śpiącego policjanta”. W tym roku był bardzo ciasny tor, trzeba było jeździć na milimetry i dlatego ten manewr nie był łatwy.
Na torach pojawiają się też inne przeszkody?
Tak. Kiedyś przeżyłem szok, bo do szyb samochodu były przyczepione pojemniczki z wodą. Trzeba było jeździć bardzo płynnie, by jej nie wylać. Na mistrzostwach świata zamontowano balon, który trzeba było przebić szpikulcem przymocowanym na środku auta.
Samochody osobowe?
Jeżdżę nimi bardzo często.
I jak Pan ocenia kierowców, których spotyka na drodze?
Lubią się popisywać. Na polskich drogach rzadko spotykam się z życzliwością innych kierowców. Przykre, ale jest zbyt wiele złośliwości. Przez kilka lat byłem taksówkarzem, pamiętam, że często zajeżdżano mi drogę, usiłowano spowodować kolizję… Każdy dzień przynosił nowe doznania. Zauważyłem, że im panują lepsze warunki na drodze, tym polscy kierowcy gorzej jeżdżą; wolniej i bardzo niepewnie. Zwłaszcza ci, którzy mają drogie samochody. Trudno mi to wytłumaczyć.
Bydgoszcz - to samo miejsce dawniej i dziś [ZDJĘCIA]
Jakich pojazdów Pan nie lubi?
Kocham wszystkie auta. Ale teraz nie wyobrażam sobie życia bez autobusu. Chcę nadal być jego kierowcą. Jeździłem zawodowo na międzynarodowych trasach do Holandii, Anglii ogromnym zestawem z chłodnią. Ale zauważyłem, że się wypalam. Kiedy wróciłem na autobus, zacząłem odżywać. Może dlatego, że znowu miałem kontakt z ludźmi, że znowu każdy dzień był inny.
Nie prowadził Pan jeszcze...
Zestawu 25-metrowego. Ale pcham się do niego, bo w Polsce takie pojazdy nie jeżdżą. Musiałbym wyjechać na przykład do Finlandii.
Warto wiedzieć
- Konkurs kierowców zawodowych odbył się na początku kwietnia w Poznaniu w czasie trwania Motor Truck Show.
- O miejsca na podium walczyli kierowcy w dwóch kategoriach: Młode Wilki, czyli kat. E ( na mistrzostwach) oraz F- czyli Furgony. Specjalny, ciasny i trudny tor kierowcy pokonywali prowadząc najnowszy model Daily ze skrzynią Hi-matic, furgon z 7-miejscami siedzącymi i zabudową warsztatową. Najlepszy w kategorii F był Grzegorz Hajdrych, który tylko o 2 sekundy wyprzedził bydgoszczanina Daniela Szukalskiego, który od 16 lat jest kierowcą zawodowym.
- Obecnie pracuje w Miejskich Zakładach Komunikacyjnych w Bydgoszczy.
Polub "Express" na Facebooku