Termin rozpoczęcia sezonu to akurat zrządzenie losu. Pierwsze mecze miały zostać rozegrane dziś, ale dzień wcześniej reprezentacja kraju rozegrała mecz towarzyski z Rosją. Dlatego pierwsza kolejka została przesunięta na koniec września, a drużyny na lód wyjadą dopiero w niedzielę.
Zagramy albo nie
To jedyne efektowne zwieńczenie wesołego lata w rodzimym hokeju. Jeszcze na kilka dni przed startem sezonu nie było wiadomo, ile drużyn stanie do walki o mistrzostwo. Tydzień przed inauguracyjną kolejką poddał się Naprzód Janów. Wniosek o skreślenie drużyny z ekstraklasy powędrował do Warszawy, PZHL go zatwierdził i zdążył ogłosić, że nie będzie szukał dziesiątego zespołu. Po czym w Janowie jednak zmieniono zdanie i...złożono wniosek o przyznanie miejsca w PLH.
Takich zabawnych zdarzeń w polskim hokeju jest mnóstwo. Teoretycznie zawodową ekstraklasą powinna od lat zarządzać spółka Polska Liga Hokejowa, ale od lat jest tworem na papierze, a za wszystkie sznurki pociąga Polski Związek Hokeja na Lodzie. Latem centrala ukuła reformę rozgrywek. Po dwóch rundach ligi obie ligi zostaną wymieszane: w grupie A zagra sześć najlepszych zespołów, a w grupie B cztery najsłabsze ekipy PLH plus dwie najlepsze z I ligi. To wydarzenie bez precedensu w skali światowej, bo chyba nigdzie indziej szanse na mistrzostwo nie ma drużyna z niższej ligi. A tak może się stać, gdy I-ligowcy powalczą o jedno z dwóch miejsc w play off.
Mimo oporów klubów regulamin został zatwierdzony, choć z pewnymi modyfikacjami. Kluby w zamian za porozumienie uzyskały mglistą obietnicę przejęcia rządów w PLH od kolejnego sezonu.
Licencje dla wszystkich
Kabaret przypominało także postępowanie licencyjne. Przy pierwszym rozpatrzeniu rozgrywek komisja tak wzięła sobie do serca swoje zadanie, że...nie dopuściła żadnego klubu do rozgrywek ekstraklasy i I ligi. Ostatecznie PZHL musiał złagodzić kryteria, gdy zorientował się, że nie miałby kim zarządzać. Wszystkie kluby dostały w końcu pozwolenia na grę, choć wiadomo, że przynajmniej połowa balansuje na krawędzi bankructwa i większość strategii marketingowych opiera się na tradycyjnym polskim "jakoś to będzie".
Przetrwanie klubów leży zresztą w życiowym interesie PZHL. To w końcu główne źródło utrzymania dla hokejowej centrali, która zresztą w ten sposób ma swój udział w finansowych problemach większości drużyn. PZHL latem podwyższył niektóre z opłat na rzecz związku nawet o 500 procent (ostatecznie po protestach klubów zostały obniżone). Nowy prezes związku Zdzisław Ingielewicz uznał najwyraźniej, że to najlepszy sposób na zasypanie finansowego dołka, bo sponsora strategicznego PZHL nie zdążył jeszcze znaleźć.
Teraz czas zapomnieć o letnich perypetiach i wyjechać na lód. W niedzielę rywalizację rozpocznie dziesięć drużyn, a wśród nich TKH Nesta. Torunianie w niedzielę podejmą Stoczniowca Gdańsk (15.00)