To wstrząsnęło środowiskiem grudziądzkich wędkarzy
A to za sprawą filmu, który na Facebooku w środę opublikował jeden z grudziądzkich wędkarzy. Film został nakręcony przy tzw. wodospadzie na Rudniczance w Mniszku.
„Wodospad” - to zwyczajowa nazwa zastawki na rzece, zbudowanej przy moście na ul. Kossaka. Rzeka ta odprowadza wodę z Rudnika w stronę Wisły.
Przy zastawce po stronie jeziora Rudniczanka ma około metra głębokości, a za nią zaledwie kilka centymetrów. Przy zamkniętej śluzie woda przelewa się nad zastawką, stąd nazwa „wodospad”.
Dla ryb nie było ratunku
Na filmie wzburzony wędkarz, nie przebierając w słowach, opowiada o tym, że ktoś otworzył „tamę” na trzy doby, przez co woda z Rudniczanki z impetem spływała w sposób niekontrolowany, niosąc dziesiątki ryb, które trafiały na betonową płyciznę, gdzie ratunku dla nich już nie było.

Na filmie zastawka jest już zamknięta. Widzimy też kilkanaście śniętych ryb różnej wielkości, a także mężczyznę zbierającego je do wiadra. - Już połowa syfu jest wyzbierana - mówi autor nagrania. Winą obarcza Polski Związek Wędkarski i osobę, która ma klucze do „tamy”.
W kilkanaście godzin film obejrzało ponad 18 tys. osób, a ponad 400 udostępniło go dalej. Pojawiło się kilkadziesiąt komentarzy oburzonych wędkarzy.
Kłusownik mógł ukraść setki kilogramów ryb
Opiekę nad zastawką na Rudniczance, w imieniu spółki Wody Polskie, sprawuje Spółka Wodna Ochrony Wód Jeziora Rudnickiego, Maruszy i Jeziora Rządz. To jej pracownicy posiadają klucze do obiektu oraz do mechanizmów wyciągowych.

Co się stało?
- To kłusownictwo. Ktoś na jakieś 20-30 cm podniósł jedno z trzech przęseł zastawki, nałapał ryb, a później przęsła nie zamknął - mówi "Gazecie Pomorskiej" Krzysztof Sujkowski, prezes rudnickiej spółki wodnej. - Takie przypadki czy akty wandalizmu w tym miejscu zdarzały się często do 2019 r., ale wtedy zamontowaliśmy kamerę i to się ukróciło.
- Podobną sytuację mieliśmy niemal dokładnie rok temu. Kłusownik doskonale wie, że ryby teraz wchodzą na tarło do rzeki, że jest ich tutaj dużo. Otwierając „tamę” mógł ukraść setki kilogramów ryb - mówi "Gazecie Pomorskiej" Krzysztof Klucznik, członek spółki wodnej, opiekujący się zastawką na Rudniczance.
Krzysztof Klucznik w rozmowie z "Pomorską" dodaje: - Zapora mogła być otwarta nawet dwa tygodnie, bo woda w jeziorze opadła o ok. 20 cm. W tym czasie popłynęły miliony litrów wody. I nie wiadomo ile ryb.
Autor filmu o doprowadzenie do tej sytuacji obwinia Polski Związek Wędkarski, ale PZW jawi się tutaj jako strona poszkodowana. I oczekuje wyjaśnień.
To były ryby Polskiego Związku Wędkarskiego
- Przygotowujemy oficjalne wystąpienie do spółki wodnej z prośbą o informacje co się stało i dlaczego - mówi "Pomorskiej" Arkadiusz Gościnny, prezes toruńskiego okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.
Prezes podkreśla, że wysokość straty środowiskowej jest trudna do ustalenia, ponieważ, nie wiadomo ile ryb zginęło. - Szkoda, że osoba, która to zauważyła nie poinformowała o tym od razu odpowiednich służb - mówi prezes Gościnny.
Ryby, które zginęły lub zostały skradzione w dużej mierze były własnością PZW. Bo m.in. związek zarybia jezioro Rudnik.

W 2022 r. Jezioro Rudnickie Wielkie zostało zarybione:
- narybkiem jesiennym karasia pospolitego w ilości 41 kg
- narybkiem lina w ilości 56 kg
- narybkiem jesiennym szczupaka w ilości 274 kg
Na miejscu byli także policjanci, ale na razie oficjalne zgłoszenie w tej sprawie do nich nie wpłynęło.
Sprawę wyjaśnia spółka Wody Polskie.
Aby ustalić potencjalnego sprawcę, przeglądane są nagrania monitoringu zamontowanego przy zastawce na Rudniczance.
Wędkarze z Grudziądza są oburzeni! Wiele ryb zginęło przez o...
- Sklepy z dopalaczami w Toruniu i Grudziądzu. Ekspedientki skazane. Co z szefami?
- Uroczyste pożegnanie absolwentów I LO w Grudziądzu [zdjęcia]
- Dłużnicy MPGN-u z Grudziądza mogą zostać "ułaskawieni". "Zielone światło" dali radni
- Basen jest problemem! Spotkanie Macieja Glamowskiego na Strzemięcinie [zdjęcia]
