Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktor Pstrąg zatruł się sromotnikiem. Żyje dzięki przeszczepowi wątroby

Agnieszka Romanowicz
Pamiętacie Wiktora Pstrąga z Pruszcza, który zatruł się sromotnikiem? Chłopak żyje dzięki przeszczepowi wątroby.

- Zjadłem sromotniki dokładnie 1 września 2010 r. Następnego dnia, gdy trafiłem do szpitala, lekarze powiedzieli wprost: umierasz - wspomina Wiktor.

Miał wtedy 20 lat. Był na kolacji w Bydgoszczy u swojej dziewczyny Moniki. Grzyby serwował jej tata. - Mimo ostrzeżeń jednego z sąsiadów, że nie mamy jeść tych grzybów, tata Moniki zapewniał, że nic nam nie grozi, bo jest starym grzybiarzem z Borów Tucholskich. Nie musiał nas długo namawiać.

Już dwie godziny później Wiktor odczuł mdłości. - Przed grzybami najadłem się śliwek. Pomyślałem, że to przez nie, zwłaszcza, że potem jadłem jeszcze kanie smażone w głębokim tłuszczu...

Jednak z godziny na godzinę jego stan się pogarszał. Gdy w nocy wymiotował trzy godziny bez przerwy, stało się jasne, że sprawa jest poważna.

Już następnego dnia Wiktor podpisał zgodę na transplantację. Na wątrobę czekał tydzień.- W tym czasie przeszedłem obrzęk mózgu, zaczęły mnie dopadać różne infekcje, miałem wodę w płucach, cierpiałem.

Spadła też na niego wieść, że dla Moniki nie ma już szans. Nie żyje. Jej ojciec wyszedł z zatrucia bez przeszczepu. - Był znacznie masywniejszy od nas i lekarze uważają, że akurat on nie zjadł sromotnika, tylko zatruł się jego toksynami, które rozpuściły się w tłuszczu na patelni.

Tymczasem dawca wątroby dla Wiktora był tuż obok. - To dziewczyna, która leżała ze mną na oddziale intensywnej terapii. Miała 27 lat i rozległy wylew krwi do mózgu; nie było dla niej nadziei na ratunek. Wątrobę dostałem dzięki jej rodzicom, to oni podjęli decyzję. Miałem wiele szczęścia, bo organ musi być odpowiedni nie tylko pod kątem zgodności tkankowej, ale też wielkości, kształtu i innych czynników, które w tym wypadku zostały spełnione.

Od tego czasu Wiktor musi codziennie zażywać leki i co trzy miesiące meldować się w Szczecinie, gdzie przeszedł transplantację.- Trzy lata po operacji jednemu z lekarzy nie spodobały się moje wyniki. Okazało się, że mam nowotwór. Przez półtora roku przechodziłem chemioterapię. Dziś można chyba powiedzieć, że jestem zdrów.

Jednak po przeszczepie wątroby nie da się żyć, jak wcześniej. - Nie mam woreczka żółciowego, nie mogę jeść tłustych potraw ani pić alkoholu. Ewentualnie kieliszeczek na weselu. Ale już przywykłem do tego - mówi Wiktor.

Gorzej było tuż po operacji, gdy docierało do niego, jak bardzo zmieni się jego życie.- Miałem depresję, trzeba było znowu mnie otwierać, bo sączyło się z moich dróg żółciowych. Musiałem przyjmować 14 antybiotyków. Zrozumiałem, że już nie ma szans na to, że zostanę strażakiem. Nie mogłem tego ogarnąć, że to wszystko z powodu głupiego grzyba. Poza tym wyobrażałem sobie, że transplantacja to pikuś, że wątroby leżą na półce , lekarze je podłączają i idzie się dalej. Niestety, to nie jest takie proste.

Wiktor mówi, że przez sromotnika przeszedł szybki kurs wchodzenia w dorosłość.- Regularne wizyty u lekarzy, odpowiedzialność przez stale osłabioną odporność, muszę uważać, żeby nie zachorować.

Na szczęście, choroby zakaźne wieku dziecięcego Wiktor zdążył przejść przed operacją. - Gdy walczyłem o życie, głośna była sprawa 10-latka, który też zjadł sromotnika. Chłopiec przeżył, ale współczuję mu, że dziecięce choroby musi przechodzić po transplantacji. Wiem, jak jest mu ciężko.

Na pocieszenie Wiktor odkrył, że życie jest piękne.- Cieszę się drobiazgami, np. utrata pracy tak bardzo by mnie nie zmartwiła, jak kiedyś. Doceniam każdy dzień. Zrozumiałem też, że mogę liczyć na wielu ludzi. Na pewno na najbliższych, którzy bardzo przeżyli to, co mnie spotkało. Tata osiwiał w dwa tygodnie. Na wieść o mojej chorobie, ruszyła fala pomocy, byłem w szoku jej rozmiarem. Krew oddawali mi ludzie całkiem obcy. Tylko w Pruszczu znalazło się stu honorowych krwiodawców. Stałem się rozpoznawalny nie tylko w swoim środowisku, ale nawet w szpitalach kojarzą mnie z mediów.

Teraz Wiktor pracuje w cukierni Dariusza Fryckowskiego, jest kierowcą. Ma nową dziewczynę, z którą chce ułożyć sobie życie. W tym, ani w kolejnych sezonach nie wybierają się na grzybobranie.- Już nigdy nie zjem grzybów. Na sam zapach robi mi się niedobrze.

Wiktor apeluje do Państwa, żebyście nie dali się zwieść sromotnikowi, tak jak on.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska