Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna domowa

Redakcja
Rozmowa z mec. Markiem Poksińskim kierowcą.

- Jest pan drogowym piratem?

- I to nawet wielokrotnym. Po prostu - muszę często przemieszczać się po Polsce i to na spore odległości. Zważywszy na sieć naszych dróg, podróż jest rodzajem hazardu. Krupierem w tej grze jest policjant.

- Nie wstyd panu?

- Wstydzę się, a jakże, ale głównie za polskie organy ścigania. Bo ich postępowanie nie bardzo zgadza mi się z konstytucyjnym zapisem, o tym że państwo powinno przede wszystkim chronić swoich obywateli, a to oznacza - likwidować poważne zagrożenia, które na nich czyhają. Jakoś tego nie zauważam. Poza tym drażni mnie, że za wszystko w naszym pięknym kraju trzeba karać. Nie istnieje już upomnienie, nie stosuje się zwrócenia uwagi. Istnieje jedynie kategoria kary. Jeśli słyszę przechwałki funkcjonariuszy Straży Miejskiej, że jednego dnia w jednym miejscu wlepili sto mandatów, to zastanawiam się, czy przypadkiem nie wystarczyłby jeden - dla dyrektora Zarządu Dróg, który nie dopilnował, aby w tym miejscu pojawił się znak "zmiana organizacji ruchu".

- Ale policyjna "suszarka" to rzecz obiektywna. Przekracza pan prędkość, pana problem.

- Z moich doświadczeń wynika, że prawdziwymi mistrzami od łamania przepisów i zaleceń są policjanci drogówki. Weźmy choćby podstawowe zalecenie, aby funkcjonariusze nie kryli się ze swoimi "suszarkami" po krzakach. Z moich obserwacji wynika, że policjanci doszli do perfekcji w sztuce kamuflażu. Z tym obiektywizmem "suszarki" również bywa różnie. Ostatnio ciekawe wyniki badań zaprezentowano w prasie francuskiej. Naukowcy udowodnili, że radar użyty pod niewłaściwym kątem może zafałszowywać wynik kontroli nawet o 15 proc.

- Na ile punktów wyceniono pana styl jazdy?

- Trochę ich mam. Zwykle za ograniczenie jazdy do 40 kilometrów na godzinę. Kwestia punktów wymaga osobnego komentarza. Po pierwsze system naliczania punktów i ich usuwania nie jest do końca jasny. Z drugiej strony, statystycznemu obywatelowi trudno uzyskać potwierdzenie, ile ma punktów. Teoretycznie policja musi udostępniać takie informacje, w praktyce trzeba się po nie osobiście pofatygować do komendy wojewódzkiej - cóż, szerokiej drogi.

- Stał się pan mimowolnie fachowcem od wykroczeń drogowych.

- Nie miałem innego wyjścia. Do szewskiej pasji doprowadziły mnie zwłaszcza zatrzymania za jazdę bez pasów - policyjny sygnał, samochód zajeżdżający mi gwałtownie drogę itp. Ja mam zaświadczenie, które mnie upoważnia do jazdy bez pasów, ale przez takie metody o mały włos nie doszło do wypadku. W komendach króluje prawo statystyki, to ona, a nie bezpieczeństwo obywateli, jest najważniejsza. Moim ulubionym przykładem są policyjne orły z Elgiszewa. Pokazują się na drodze zawsze pod koniec miesiąca. Wówczas jestem zatrzymywany, choć jadę całkowicie zgodnie z przepisami. Dlaczego? Panowie tłumaczą, że chcieliby sprawdzić moją trzeźwość. Ale nie są na tyle ciekawi, aby użyć alkomatu. Wystarczy im spisanie danych z dowodu. Do podreperowania statystyki w sam raz.

- Wypowiedział pan wojnę?

- Taką małą prywatną wojenkę. Zbie- ram dokumenty, ko-mpletuję korespondencję i materiały prasowe. Mam tego już kilka segregatorów. Osobny zbiór dotyczy zeznań policjantów, to lepsze niż humor z zeszytów szkolnych.

- Nie wierzy pan w honor munduru?

- Nie wierzę i mam do tego podstawy. Policjanci są zawodowymi świadkami i, w zetknięciu zeznaniami dwójki funkcjonariusze, kierowca, który zdecyduje się stanąć przed sądem jest bez szans. Sami na korytarzach sądowych byliśmy świadkami ustalania zeznań przez policjantów. Sytuacja ulega zmianie, gdy pojawia się postronny świadek. Dlatego dziś w dłuższe trasy staram się brać jeszcze jedną osobę ze swojej kancelarii. Tylko przy okazji jednej kontroli wytknęliśmy policjantom z pewnej komendy, że 15 razy złamali zarządzenia komendanta głównego. W pierwszym piśmie od komendanta odprawiono nas z kwitkiem, w drugim - komendant zaczął mięknąć, później musiał nam z pokorą przyznać, że jego funkcjonariusze uprawiali radosną twórczość.

- Niektórzy z kierowców mają prostsze rozwiązanie - sięgają do portfela. I dzięki temu nie muszą sterczeć na sądowych korytarzach.

- Problem w tym, że ja bardzo lubię bywać w sądzie (śmiech). A mówiąc poważnie, miałem już dość tego rytuału - za każdym razem policjant brał ode mnie dokumenty, a później odzywał się z ojcowską troskliwością "Cóż, panie Marku...". Gdy słyszę swoje imię w ustach policjanta, dokładnie rozumiem, co ten sygnał znaczy. Gdy zwróciłem na to uwagę pewnemu panu komendantowi, otrzymałem odpowiedź, że od tej pory policjanci nie będą się spoufalać, a sprawa zostanie omówiona na szkoleniu. To szkolenie pojawia się w każdym piśmie od komendantów. Aż mi trochę głupio, że niemal każda z moich kontroli drogowych jest przedmiotem szkolenia.

- Jaki jest dotychczasowy bilans pana wojny drogówkowej?

- Przede wszystkim odkryłem wiele ciekawych rzeczy. Po pierwsze Krajowy Rejestr Informacji Policyjnej. Taki rejestr powinien dotyczyć wyłącznie przestępców. Okazuje się jednak, że zbierane są wszelkie informacje. Oprócz przestępstw mamy tu dane o wykroczeniach, a nawet o kontrolach drogowych! Gdy wreszcie udało mi się dotrzeć do mojej karty w KRIP, znalazłem na niej wykroczenia sprzed 7 lat, także takie, w których zostałem uniewinniony przez sąd. Co ciekawe, o uniewinnieniu nie było żadnej informacji. Skądinąd wykroczenia zacierają się po dwóch latach! Dane te znalazły się w rejestrze decyzją Komendanta Głównego Policji. Właśnie koresponduję w tej sprawie z Generalnym Inspektorem Ochrony Danych Osobowych. Ja nie odmawiam policji takiej wiedzy, ale oburzające jest to, że dostęp do szczegółowych informacji może mieć każdy z kilkudziesięciu tysięcy policjantów. To otwiera ogromne pole do manipulacji, a nawet handlu informacjami.

Nie przymykam już oka na naruszanie regulaminu przez policjantów i jeśli moi ulubieńcy przedstawiają mi się "posterunek Elgiszewo", proszę regulaminowo o nazwiska. Jeśli policjanci kryją się w krzakach, fotografuję miejsce zdarzenia.

Często patrol nakazuje zatrzymanie się w miejscu, w którym wymaga to złamania przepisów o ruchu drogowym - np. jazdy pod prąd albo postoju na zakręcie. Skrupulatnie wszystko dokumentuję.

- I wykłóca się pan.

- W żadnym wypadku. Od razu odmawiam przyjęcia mandatu i proszę o napisanie wniosku do sądu. Odmawiam jednocześnie składania policji jakichkolwiek wyjaśnień, bo praktyka jest taka, że policjanci zapoznają się z moimi wyjaśnieniami i dopasowują do nich swoje. Na razie wszystkie sprawy sądowe zakończyły się dla mnie pozytywnie. Sąd, jeśli zapozna się z całokształtem zdarzeń, na ogół zachowuje się bardzo rozsądnie.

- Łatwo powiedzieć komuś, dla kogo sąd jest chlebem powszednim.

- Jeśli jesteśmy przekonani o swojej słuszności, a w dodatku jechaliśmy z pasażerem, bezwzględnie nie należy ustępować. Jeśli wykażemy się tylko konsekwencją - wygrana jest niemal pewna.

- Żeby było jasne - nie wspiera pan chyba piratów drogowych?

- Zdecydowanie nie. Piractwa policyjnego - również. Ale przeregulowane państwo samo tworzy piratów - każdy, komu da się do dyspozycji pistolet i pałeczkę, zaczyna rosnąć we własnych oczach i - w konsekwencji - nadużywać władzy.

Rozmawiał ADAM WILLMA
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska