Może się więc okazać, że Andrzej Duda przegra wybory i co wtedy? Jak będzie wyglądała sytuacja na scenie politycznej?
Dr Tomasz Marcysiak, socjolog z WSB w Bydgoszczy przypomina, że sondaż to naukowa metoda przewidywania wyników. Jeśli przeprowadzono go rzetelnie, to jak na dłoni widać, jaką grupę ma się po swojej stronie, a na jaką trzeba jeszcze oddziaływać, aby wygrać wybory. Kiedy Hilary Clinton cieszyła się z wysokiej przewagi w sondażach nad Donaldem Trumpem w tym samym czasie amerykański biznesmen pracował nad niedoszacowaną grupą wyborców, jakimi byli biali mężczyźni bez wyższego wykształcenia. W efekcie to oni przeważyli i Trump został prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Retoryka odwrócenia uwagi
- Im więcej zatem danych, tym większa szansa na odwrócenie niekorzystnego wyniku lub wzmocnienie elektoratu - mówi dr Tomasz Marcysiak. - Wydaje się proste, ale takie w rzeczywistości nie jest, gdyż nigdy nie wiadomo, jaki „nowy” elektorat uda się uruchomić konkurentom, a tu pole do działania jest całkiem pokaźne. Przewagę ma jednak ten, który ma więcej pieniędzy i większy wpływ na prowadzenie badań sondażowych i co ważniejsze - interpretację wyników. Jak znam życie, w mediach publicznych będzie forsowana retoryka odwrócenia uwagi od konkurenta i umniejszanie jego aktywności lub zasług. Pierwszy z takich socjotechnicznych zabiegów komunikat może więc brzmieć tak: „Polacy nie popierają Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, jako kandydatki do fotela prezydenckiego. Zdecydowanym poparciem większości cieszy się natomiast obecny prezydent Andrzej Duda”.
Dr Marcysiak dodaje, że Andrzej Duda bezpośrednio kojarzony jest z PiS, a partia ta nie robi nic innego, jak tylko podtyka pod nos opozycji prowokacyjne historie, które bez opamiętanie przyciągają uwagę i angażują do komentarzy i walki najlepszych polityków, dając tym samym legitymację konkurentom, nawet tak bardzo (zdaniem opozycji) egzotycznym i skompromitowanym, jak ostatni kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego.

Wygrana to kontynuacja
Prof. Renata Mieńkowska-Norkiene, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że za wcześnie jeszcze na spekulacje i interpretacje sondaży w wiążący sposób. Trudno stawiać prognozy. Jedno jest pewne. Jeśli wygra Andrzej Duda, to będzie oznaczało kontynuację wszystkich reform przeprowadzanych przez PiS. Dokończona zostanie reforma edukacji, emerytalna, włącznie z wątpliwymi konstytucyjnie zasadami solidarności społecznej.
- Tak po ludzku, wypłacenie trzynastej emerytury z naruszeniem funduszu dla osób niepełnosprawnych jest naganne - ocenia prof. Mieńkowska-Norkiene. - Prezydent Duda podpisze tego typu ustawy, ewentualnie wyśle je do Trybunału Konstytucyjnego, ale będzie to działanie fasadowe. Domknie też reformę sądownictwa, i to jak najszybciej. PiS będzie chciał pokazać, że robi porządki, zwłaszcza że zbliża się kryzys, a na pewno spowolnienie gospodarcze. Prognozuję, że to spowoduje kłopoty z UE. Wprawdzie orzeczenie prejudycjalne TSUE nie zawierało jednoznacznych stwierdzeń, że KRS zostało upolitycznione i jest nielegalne, a Trybunał Sprawiedliwości pozostawił rozstrzygnięcia w rękach państwa polskiego, ale to nie oznacza, że Unia nie będzie chciała zastopować kontrowersyjnych reform sądownictwa. Prawdopodobne, że wtedy PiS, mając swojego prezydenta, po domknięciu reform, może się posunąć do referendum w sprawie naszego członkostwa w UE.
Ale czy nie ochroni nas przed tym proeuropejskość Polaków, na którą jednoznacznie wskazują badania? Zdaniem prof. Mieńkowskiej-Norkiene, gdy zacznie się chaos, dezinformacja, próby wpływania na internet, który w dużej mierze jest w rękach prawicy i rosyjskich trolli, może to doprowadzić do tego, że PiS skonfliktuje się z Unią.
- Żeby Andrzej Duda nie wygrał wyborów, każda z partii opozycyjnych powinna wystawić swojego kandydata - przekonuje politolog. - Aby wyborcy nie pozostali w domach przy drugiej turze, kandydaci po stronie opozycji nie powinni zaostrzać kursu wobec kandydata Konfederacji. Niech prowokują prezydenta Dudę, by to on ścinał się z kandydatem skrajnej prawicy. Konfederacja nie zagraża opozycji, ale im bardziej ostra będzie retoryka antypisowa w kampanii takiego kandydata, tym mniejsza szansa, że wyborcy Konfederacji z pierwszej tury pójdą do wyborów w drugiej. A to zmniejsza szanse kandydata PiS.
