Tą sprawą żyło nie tylko całe województwo lubuskie, ale cała Polska. Równo rok temu, 3 lipca 2019 roku, około godz. 21.15 w Zielonej Górze rozległ się wielki huk. Ziemia się zatrzęsła, a kilka chwil później nad miastem unosiły się już czarne kłęby dymu. W wieżowcu przy ul. Wyszyńskiego wybuchł gaz...
Wybuch gazu w Zielonej Górze
Siła wybuchu była tak duża, że wyrwało ściany budynku. Okna z mieszkania przebiły się przez drzewa i wylądowały na placu zabaw pobliskiego przedszkola. Ludzie uciekali z mieszkań. Nie wiedzieli, co się tak naprawdę dzieje. Czy nie będzie kolejnych wybuchów. Bali się o swoje życie. Uciekali zarówno ci z wieżowca, w którym doszło do dramatu, jak i okolicznych budynków. - Nie wiedzieliśmy co robić. Cały czas jesteśmy przerażeni - mówili nam wtedy spotkani przy bloku ludzie.
ARCHIWALNE WIDEO: Huk było słychać w całym mieście. Szyby wypadały z okien. Ludzie zaczęli uciekać z budynków
Wszędzie czuć było smród gazu. Panowała ogromna panika
- Widziałam przez okno, jak ludzie biegną w jednym kierunku. Coś krzyczeli. Wyszłam z domu, aby dowiedzieć się więcej. Jeden z mężczyzn krzyknął do mnie, żebym nie szła dalej, bo w każdej chwili może dojść do kolejnego wybuchu. Przeraziłam się i uciekłam - przyznała nam w dniu wybuchu mieszkanka z sąsiedniego wieżowca.
Ludzie w mieszkaniach zostawili wszystko - zwierzęta, pieniądze, ubrania, cały swój dobytek. I choć byli w ogromnym szoku, to już kilka chwil później zaczęli łączyć fakty. - To one. Od dawna mówiły, że wysadzą budynek! I w końcu to zrobiły!
Całe szczęście nikt nie zginął. 3 osoby zostały zabrane do szpitala.
Żyli w wiecznym strachu
Okazało się, że koszmar mieszkańców wieżowca trwał od kilkunastu lat. Monika i Danuta P. od dawna groziły sąsiadom i na każdym kroku uprzykrzały im życie. - Bałam się wynosić śmieci. One biegały na boso po całym bloku, nagrywały nas, nasze dzieci wyzywały od bękartów. Mówiły, że w końcu wysadzą to wszystko w powietrze - wspominała Ola, mieszkanka bloku.
I jak powiedziały, tak zrobiły. To właśnie w ich mieszkaniu, na 2 piętrze, doszło do wybuchu. W wyniku ustaleń na jaw wyszły nowe fakty - kobiety celowo uszczelniły wszystkie dopływy powietrza w mieszkaniu, zamknęły okna, odkręciły gaz, spakowały się i wyszły. Policjanci dwa dni później odnaleźli je w lesie.
POLECAMY RÓWNIEŻ PAŃSTWA UWADZE:
Wybuch gazu w bloku na 2. piętrze. Huk było słychać w całym mieście. Szyby wypadały z okien. Ludzie zaczęli uciekać z budynków

Sprawczynie wyjdą na wolność?
Kobiety zostały aresztowane i oskarżone o sprowadzenie zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób i mieniu w wielkich rozmiarach. Rok po wybuchu postanowiliśmy sprawdzić, na jakim etapie jest postępowanie. Dziś już wiemy, że kobiety uznane zostały za niepoczytalne.
- W toku śledztwa prokurator powołał biegłych psychiatrów, którzy na podstawie badania oraz obserwacji w warunkach zamkniętych orzekli, że w chwili czynu na skutek stwierdzonej u nich choroby psychicznej nie były one w stanie pokierować swoim postępowaniem (...) - tłumaczy nam Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Biegli stwierdzili nadto, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż w przyszłości obie podejrzane kobiety mogą ponownie popełnić podobny czyn. - Na tej podstawie i zgodnie z obowiązującymi przepisami prokurator wystąpił do sądu o umorzenie śledztwa przeciwko obu podejrzanym i orzeczenie wobec nich środków zabezpieczających w postaci umieszczenia w odpowiednim, zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Sąd uwzględnił wnioski prokuratora (...) - dodaje Z. Fąfera.
Przypomnijmy, policja odnalazła lokatorki mieszkania, w którym wybuchł gaz w szałasie. Ukrywały się w lesie.
źródło: TVN24/x-news
Mieszkańcy nadal boją się o swoje życie
Rok po tym makabrycznym zdarzeniu sprawdziliśmy również, jak wygląda życie mieszkańców. Na klatce widać jeszcze czarne ślady po wybuchu, a okna mieszkania Danuty i Moniki P. zostały zamurowane, więc wspomnienia wciąż wracają. Mimo wszystko żyje się lepiej.
- Można powiedzieć, że czuję się już bezpieczniej. Aczkolwiek wracają myśli, że wrócą i dokończą to, co zaczęły. Ale od jakiegoś czasu już wychodzę normalnie z domu, wyrzucam śmieci, zaczęliśmy normalnie funkcjonować - przyznaje nam mieszkanka wieżowca.
- Jestem po terapii. Miałam ogromne lęki. Bałam się tu spać, bałam się wracać do domu - dodaje mieszkanka wieżowca.
"Częściowo straciłam słuch"
Naszemu reporterowi udało się również dotrzeć do kobiety, która bardzo ucierpiała podczas wybuchu.
- Czuję się bezpiecznie, jak ich nie ma i nic o nich nie słychać. Przez ten rok strasznie przeżywałam to zdarzenie. W wyniku wybuchu częściowo straciłam słuch, ponieważ mieszkam na 2 piętrze, drzwi w drzwi z tymi kobietami. Najbardziej w tym wszystkim ucierpiałam ja i sąsiadka z naprzeciwka - przyznaje Teresa Herman.
Za mieszkańcami mnóstwo remontów, terapii i ogromnych wydatków. Straty w mieszkaniach musieli pokryć z własnej kieszeni. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - przy Wyszyńskiego 25 w końcu zagościł spokój.
Zielona Góra. Remonty, terapie i mnóstwo wydatków, czyli życ...
Zielona Góra. Kilkanaście lat żyli w strachu. Historia miesz...
