Wideo. Jak sprawdzić czy przeszedłeś koronawirsa?
We wsi Mstowo, położonej niedaleko Jeziora Chodeckiego od kilku lat działa gorzelnia. Gorzelnia zajmuje zabytkowy budynek dawnej kaszarni, zbudowanej prawdopodobnie w 1936 roku. I produkuje spirytus zarówno na biopaliwa, jak i na cele konsumpcyjne. Ostatnio jednak ze względu na sytuację na rynku spirytusowym zakład ten miał dwumiesięczną przerwę.
Czy gorzelnia jest uciążliwym sąsiadem? Tak twierdzi Czytelniczka (imię i nazwisko znane redakcji), która poprosiła nas o interwencję. - Od wielu lat odpady poprodukcyjne z gorzelni wylewane są beczkowozami na pola uprawne leżące w bezpośrednim sąsiedztwie - pisze. I dodaje, że problem pojawia się co roku wraz ze żniwami, kiedy rolnicy zbierają plony, a pola pustoszeją. - Wtedy gromadzony miesiącami odpad poprodukcyjny wręcz zalewa wioskę powodując potworny, trudny do wytrzymania odór - twierdzi Czytelniczka. - Smród jest tak silny, że w upalne dni my mieszkańcy i turyści,licznie odwiedzający przyjeziorne tereny nie możemy otworzyć okien.
Czytelniczka zapewnia , że co roku o problemie informowane są władze lokalne, ale też lokalne instytucje zajmujące się ochroną środowiska. - Niestety, firma należy do bogatego lokalnego przedsiębiorcy, mającego rozległe wpływy nie tylko w gminie, ale i w powiecie, dlatego też nikt nie interweniuje, a problem jak boomerang wraca co roku utrudniając nam życie - dodaje.
Czy rzeczywiście instytucje odpowiedzialne za ochronę środowiska nie interweniują? Marta Skórczyńska z włocławskiej delegatury Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska zapewnia, że po każdym zgłoszeniu "podejmowane są czynności". Dodaje też, że były prowadzone wizje lokalne, ale nie potwierdziły się zawiadomienia o zanieczyszczeniach.
Co w tej sprawie mogą władze gminy? - Praktycznie nic - mówi Jarosław Grabczyński, burmistrz Chodcza. - Nie my bowiem wydawaliśmy pozwolenie na użytkowanie obiektu, czy pozwolenie wodno-prawne.
Burmistrz przyznaje, że do Urzędu Miasta i Gminy docierały w poprzednich latach sygnały, głównie od właścicieli domków letniskowych, że z powodu gorzelni, unosi się nieprzyjemny zapach, ale dodaje, że w tej sytuacji gmina może tylko przekazać sprawę do zbadania instytucjom odpowiedzialnym za ochronę środowiska.
Sławomir Fijałkowski, właściciel gorzelni nie ukrywa, że na skutek doniesień zakład często jest sprawdzany. - Kontrole jednak nie wykazują uchybień - zapewnia. I dodaje, że zakład ma instalację wyparną, która zagospodaruje wywar z gorzelni, choć zdarzały się sytuacje, że w czasie awarii wywożona była na jego pole beczka z odciekiem, który może być wykorzystywany do spasania bydła. Gorzelnia sprzedaje też biogazowni zagęszczony wywar jako substytut do produkcji energii elektrycznej.
