Pretekstem było niedawne wydanie albumu "Między Brdą a Wdą" przez Lokalną Grupę Rybacką "Morenka". Oprócz przepięknych fotografii, m.in. autorstwa Daniela Frymarka, zdobią go wiersze profesora. Bo oprócz tego, że jest biologiem, ma też w sobie pokłady innych ciągot, m.in. do pisania wierszy. - Nauka to jest mój fach, mój zawód - tłumaczył. - To są konkrety, fakty i liczby, a mnie w tym było za ciasno. Pisanie wierszy daje mi oddech, jest najlepszym relaksem.
Opowiadał, że w Bory Tucholskie przyjechał ze czterdzieści lat temu, by zbierać materiały do pracy doktorskiej, potem wracał w Tatry. I tak już wraca do nas przez 40 lat, a Bory niespodziewanie stały się dla niego miejscem najważniejszym. - Chyba nawet nie mogę powiedzieć, że to moja druga ojczyzna - zastanawiał się. - Bo one są równoległe. Tu mam swoich przyjaciół, tu w wielu miejscach wiersze po prostu się kłębią. Bo tak jest tu pięknie.
Inspiruje go wszystko - niebo z chmurami, jeziora, kumkanie żab, żurawie. Stara się pisać prostym, bezpośrednim językiem, bo jak mówi, nie ma serca do poezji jako kalamburu. - Metafora musi być - podkreśla. - Bez niej nie ma wiersza. Ale niekoniecznie jako gigantyczna zagadka.
Zobacz też: Stanisław Soyka będzie gwiazdą tegorocznej Nocy Poetów w Chojnicach
Za mistrza uznaje ks. Jana Twardowskiego, którego zresztą zdążył osobiście poznać, wcześniej napisawszy specjalnie dla niego wiersz. Ceni też poezję Wisławy Szymborskiej i w ogóle kocha czytać. Ale musi uważać, bo półki się rozrastają i przechodzą do drugiego pokoju... Jak tak dalej będzie kupował książki, to nie starczy miejsca na nic innego...
Przyznał, że jest gadułą, a czytając fragmenty swojej prozy, udowodnił, że ma poczucie humoru. Czas spotkania minął jak z bicza strzelił. Na koniec jego uczestnicy otrzymali pamiątkowe albumy, w których poeta chętnie rozdawał autografy.
Czytaj e-wydanie »