Wał wiślany od Nowego do Grabowa, chroniący przed zalaniem mieszkańców gmin Świecie, Dragacz i Nowe, wymaga poważnych napraw. Wprawdzie wytrzymał napór wody podczas majowej powodzi, ale niewiele brakowało, by został w kilku miejscach przerwany. Nie stało się tak tylko dzięki zaangażowaniu setek ludzi i strażaków. Niemniej żywioł obnażył słabość naszych zabezpieczeń.
Analiza stanu technicznego była jednym z głównych punktów ostatniej sesji Rady Powiatu, w której wziął udział szef bydgoskiego oddziału Kujawsko-Pomorskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych we Włocławku Cezary Siemianowski. Zważywszy na wagę sprawy, nie trudno się domyślić, że radni mieli do niego wiele pytań. Większość z nich dotyczyła podstawowych spraw, takich jak: koszenie, oczyszczanie rowów i walka ze szkodnikami ryjącymi w ziemi.
- W czasach, gdy nasze rolnictwo miało się lepiej, każdy wał był dokładnie koszony przez rolników dwa razy w roku - zauważa Ryszard Pacek. - Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Wysoka roślinność to doskonała kryjówka dla zwierząt, które czynią coraz większe straty.
Za co kosić częściej?
Trudno nie zgodzić się z takimi uwagami. Niestety, wszystko rozbija się o pieniądze. - Jednorazowe koszenie 60 km wałów kosztuje nas 230 tys. zł - tłumaczy Cezary Siemianowski. - Na razie nie ma możliwości, aby kwotę na ten cel podwoić.
Nierozwiązanym problemem pozostają również zwierzęta. Szczególną niechęć budzą, chronione przez prawo, bobry. Tyle, że te dają o sobie zdać dopiero wtedy, gdy znacząco podnosi się lustro wody. Natomiast przez cały sezon wiosenno-letni długie tunele ryją: lisy, ryjówki, jenoty. Co z nimi? Fachowcy mówią, że nie ma na nie sposobu.
Co z wałem na Mątwie?
Są jednak i dobre wiadomości. Takimi niewątpliwie są plany remontowe wałów - około 10 km. Należy ich się spodziewać w latach 2011-15. Prace podzielono na kilka etapów. W pierwszym fachowcy zajmą się odcinkiem Nowe-Sartowice. W harmonogramie nie ujęto żadnych poważnych zabiegów w dorzeczu Mątawy, czym żywo interesują się mieszkańcy gmin Nowe i Dragacz. Ze sprawą zwrócili się do nas. - Wał na Mątawie został rozepchnięty spychaczami - czytamy w liście Kazimierza Lorkowskiego z Nowego. - Był on alternatywą w razie powodzi i zabezpieczał mieszkańców gmin leżących w dorzeczu Mątawy.
Stało się tak, bo ogroblowanie nie spełniało już swojej funkcji. - Po regulacji Mątawy, z czym wiązała się zmiana kształtu koryta, było ono zbyteczne - przekonuje Bartłomiej Pawlak, kierownik świeckiego oddziału ZMiUW. - Przed zalaniem chroni wał główny wiślany.