Prezydent Bydgoszczy zaproponował wczoraj Pesie pomoc w udostępnieniu działki, na którą można by przenieść starą lokomotywownię, a także w jej odbudowie.
Bydgoska firma rozwija się i brakuje jej miejsca. Pilnie potrzebuje nowej hali. Miałaby ona jednak powstać w miejscu zrujnowanego obiektu, który w trybie pilnym (4 marca) został wpisany do rejestru zabytków.
Prezes Pesy zapowiedział, że wybuduje halę w Mińsku Mazowieckim i tam, a nie w Bydgoszczy, zatrudni 300 osób.
Firmy dziś są, a jutro ich nie ma. Zaś zabytki....
Problem poróżnił lokalną społeczność.
- Gdy jeszcze istniały Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, miały dodatkowo 1,5 kilometra z halami, ale poszły one w prywatne ręce - powiedział nam Ryszard B. z Bydgoszczy, emerytowany dyrektor na kolei. - Szkoda, bo teraz Pesie przydałoby się więcej miejsca.
- Zabytki nas nie nakarmią, a Pesa daje ludziom przeżyć - argumentuje inny bydgoszczanin.
Głos zabrali również obrońcy historii: - Zabytki są dobrem nas wszystkich. Mają charakter ponadczasowy, a z firmami jest tak, że dziś są, a jutro ich nie ma - twierdzi pan Łukasz.
W tej sprawie nie milczą politycy. Wicewojewoda Zbigniew Ostrowski napisał wczoraj na Facebooku, że trzeba pogodzić interes publiczny, ochronę bardzo wartościowego zabytku, z oczekiwaniami biznesowo-społecznymi jednego z najważniejszych w Bydgoszczy zakładów dających ludziom pracę, a państwu podatki. - Pracujemy nad tym - zapewnia wicewojewoda.
Pesa nie rozważa propozycji przeniesienia produkcji na teren byłego Zachemu. - Tego nie da się pogodzić ze względów technicznych - mówi krótko Maciej Grześkowiak z Pesy. - Oznaczałoby to konieczność transportowania półproduktów na drugi kraniec miasta. W firmie na miejscu są zaś obok siebie lakiernia, hala, w której spawamy podwozia czy inna, tam uzbrajamy wagony w elektrykę.
Konserwator: nie jestem wrogiem Pesy
Rafał Bruski zaproponował więc Tomaszowi Zaboklickiemu, prezesowi Pesy, pomoc w udostępnieniu działki, na którą można by przenieść lokomotywownię. Zaznaczył też, że decyzja o wpisaniu obiektu na listę zabytków została wydana z rażącym naruszeniem prawa i na pewno zostanie uchylona przez ministra kultury.
- Czekamy na tę chwilę - nie kryje Zaboklicki. - Cieszy nas konstruktywne podejście gospodarza miasta do problemu budynku, o który toczy się spór, a także otwartość na inwestycyjne potrzeby naszej firmy.
- Nie jestem wrogiem ani Pesy, ani prezydenta, bo tak się poczułem - uważa Sambor Gawiński, wojewódzki konserwator zabytków. - Wykonuję tylko swoje obowiązki. Moja decyzja jest zgodna z prawem i wynika z obawy, że unikatowy obiekt (są tylko takie trzy w Polsce - red.), zostanie zburzony. Propozycja prezydenta to dobre rozwiązanie, by zachować tradycję kolejnictwa i miejsca pracy.
