Zobacz wideo: Tak wygląda nowy park iluminacji w bydgoskim Myślęcinku
15 grudnia weszły w życie zapowiadane wcześniej obostrzenia sanitarne. Ich skutkiem jest m. in ograniczenie do 30 procent zajętości basenów i saun. W teorii sytuacja wydaje się prosta, w praktyce jest bardziej skomplikowana, czego konsekwencje ponoszą pracownicy bydgoskich basenów.
To Cię może też zainteresować
- Zalando inwestuje w Bydgoszczy i Białych Błotach. Pracę znajdzie ponad 4 tys. osób
- Zasiłek opiekuńczy na dziecko a nauka zdalna. Komu będzie przysługiwał zasiłek?
- Tłok pod polikliniką w Bydgoszczy. Dyrekcja ubolewa, że pacjenci tak się zachowują
- Baseny w Bydgoszczy - niektóre są zamknięte, bo klienci się nie myją
- Do momentu wypełnienia tego limitu każda z pływalni wpuszcza każdego, bez względu na to czy ma dokumenty potwierdzające szczepienie czy nie. Jeśli jednak limit 30 procent zajętości jest osiągany, to wejść mogą na pływalnię jedynie te osoby, które zechcą pokazać świadectwo szczepienia - wyjaśnia Adam Soroko, dyrektor Bydgoskiego Centrum Sportu. - Tak mówią nowe przepisy, których musimy się trzymać.
Czyli – w pełni zaszczepieni wchodzą mimo osiągniętego limitu, a niezaszczepieni mogą wracać do domu albo poczekać kolejną godzinę do następnego wejścia (o ile basen ma wyznaczone godziny wejść, jeśli nie muszą czekać do momentu gdy pływających będzie mniej niż nominalne 30 procent pojemności).
Na tym tle dochodzi do nieporozumień, choć właściwsze słowo w tym wypadku to „awantur”. Okazuje się, że antyszczepionkowcy zignorowali nowe przepisy i uważają, że mogą wejść na basen mimo braku zaświadczenia o szczepieniu, bo żądanie ich okazania jest nielegalne. Przypomnijmy, zaświadczenie, czyli paszport covidowy można mieć w telefonie komórkowym, można go również wydrukować i okazać przed wejściem na basen.
Niestety, najczęściej ofiarami tych przekonań padają pracownicy bydgoskich basenów, którzy są atakowani przez osoby odsyłane z kwitkiem, choć to nie one odpowiadają za wprowadzone zasady – a tych zasad muszą pilnować. Nikt nie podejmie ryzyka, które w wypadku kontroli Sanepidu, mogłoby mieć poważne konsekwencje.
- Ludziom się grozi, obraża ich, atakuje słownie. Gdybym miał podsumować, ile razy nasi klienci ich już „zwalniali” to okazałoby się, że nie mamy w ogóle pracowników – mówi z przekąsem dyrektor Soroko.
Dodatkowo sprawę skomplikowało otwarcie okienka szczepień dla dzieci od 5 do 11 roku życia. W rozporządzeniu nie wskazano, że ta grupa ma być traktowana inaczej, formalnie więc są to osoby niezaszczepione. Dochodzi więc do sytuacji, gdy zaszczepieni rodzice, chcąc wejść z dzieckiem w tym wieku na basen nie będą wpuszczeni (po wyczerpaniu limitu 30 procent zajętości), bo dziecko nie jest zaszczepione. Przy czym - zaszczepione oznacza przyjęcie dwóch dawek - jako, że tej kategorii wiekowej szczepienia umożliwiono niedawno, nie ma wśród niej podwójnie zaszczepionych. Dzieci w tym wieku znalazły się wszystkie w kategorii "nieszczepieni".
Ma to i dalsze konsekwencje. Nie dość, że bydgoskie baseny stracą wpływy z biletów przez ograniczoną "przepustowość", to szkółki pływackie zaczęły ograniczać rezerwacje torów - one również muszą stosować się do zasady 30 procent zapełnienia basenów. Jeśli dotąd rezerwowały trzy tory na basenie, tak teraz rezerwują jeden - to realne straty dla pływalni. I tak będzie przynajmniej do końca stycznia - o ile obostrzenia nie zostaną przedłużone.
