To młodzi, poddani metodycznemu praniu mózgów ludzie, którzy - w ich przekonaniu - otworzyli sobie drogę do raju zabijając i raniąc wiele osób. Chyba ani jeden rozsądny Europejczyk, wychowany na historycznych hasłach rewolucji francuskiej, nie chciałby płacić za dostęp do krainy szczęśliwości krwią niewinnych ludzi.
Żaden Bóg (bez względu na religię) nie wymaga od swoich wyznawców aż takich poświęceń. Dziś walka z terroryzmem jest najważniejszym zadaniem zjednoczonej Europy. Stary Kontynent jest bezradny. Receptą nie może być zbrojne unicestwienie Państwa Islamskiego. Zdławienie PI siłą militarną to ryzykowne rozwiązanie. Komentatorzy przypominają ostrzeżenia Churchilla: „Nigdy, przenigdy nie wierzcie, że wojna może przebiegać gładko i łatwo (...). Mąż stanu (...) musi sobie zdawać sprawę, że z chwilą, gdy rozlegnie się sygnał, (...), stanie się niewolnikiem nieprzewidywalnych zdarzeń, nad którymi nie sposób zapanować”. A w odpowiedzi na agresję Zło zawsze się odradza.
Niestety, takie tragedie rzadko kiedy skłaniają do poszukiwania racjonalnych, skutecznych i trwałych rozwiązań problemu. Zwykle eskalują nienawiść wobec Obcych. Oglądając wstrząsające relacje z paryskich ulic, widziałem mnóstwo młodych muzułmanów i ciemnoskórych obywateli Francji czczących ramię w ramię z rdzennymi Francuzami pamięć ofiar masakry. To także i oni w miejscach rzezi składali kwiaty, zapalali znicze. Ich twarze spływały łzami. Czy imigranci opłakujący ofiary dżihadystów mają cokolwiek wspólnego z tym, co się stało? Nie, nie możemy obarczać ich odpowiedzialnością ze względu na kolor skóry i pochodzenie. To droga do zagłady demokracji europejskiej opartej na filarach równości, braterstwa i wolności.
Minuta ciszy w czasie szczytu G20, wideo: CNN Newsource/x-news