Z relacji klientki marketu meblowego Ikea w Bydgoszczy wynika, że do niecodziennej sytuacji doszło w poniedziałek, 24 marca.
- Około godziny 19 kończyliśmy zakupy i byliśmy już blisko kas. W pewnym momencie jedna z córek zauważyła na fotelu portfel. Był grubo wypchany kartami bankowymi i pieniędzmi. Mogło tam się znajdować od 15 do 20 tys. zł! - mówi pani Milena Orzechowska, mieszkanka Torunia.
Klientka opowiada, że w czasie, kiedy ona pilnowała krzesła, na którym leżał portfel, jej mąż podbiegł po pracownika ochrony. - Pan ochroniarz wziął portfel i zniknął. Nie podszedł już do nas. Później, już stojąc w kolejce przy kasach, słyszeliśmy duże poruszenie personelu. Pracownicy mówili: "10 procent znaleźnego się należy" i "Takie pieniądze, o rety!"
Bez zwykłego "Dziękuję"
Torunianka relacjonuje, że po zapłaceniu za zakupy, całą rodziną podeszli jeszcze do punktu gastronomicznego kupić lody. - Podeszliśmy później do ochroniarza. To był inny człowiek, niż ten, który wziął portfel. Zapytaliśmy, czy udało się znaleźć właściciela portfela. Ochroniarz poinformował nas, że właściciel zgłosił się szybko i tyle. Nie dawało mi to spokoju, więc czekaliśmy jeszcze jakieś dwadzieścia minut, aż zjawi się ochroniarz, który wziął portfel - mówi kobieta.
- Kiedy się zjawił, dowiedziałam się, że było tam 17 tysięcy złotych, a właściciel powiedział: "Pieniądze nieważne, dokumenty najważniejsze" - relacjonuje klientka. - Dziwne to zachowanie, moim zdaniem nieprofesjonalne ze strony ochrony. Nie usłyszeliśmy nawet zwykłego słowa dziękuję, nie dano nam szansy przekazać zguby, skontaktować się z właścicielem, który by nam osobiście podziękował za znalezienie i uczciwość. Ten człowiek zapewne nie wie, że to dzięki moim małym dzieciom w wieku 5 i 8 lat i dzięki nam odzyskał swoją własność tak szybko.
Kobieta postanowiła kontynuować rozmowę z ochroniarzem: - Dowiedziałam się od ochroniarza, że właściciel podziękował mu za znaleziony portfel i odszedł. Ciekawe. Ochroniarz otrzyma 10 proc. znaleźnego? Otrzyma je może cały sklep? Kiedy zapytałam o to ochroniarza, potwierdził, że znaleźne ustawowo należy się i w protokole, który spisano, była nawet taka rubryka, w której trzeba było zaznaczyć, czy chce się znaleźne, czy też nie.
"Znaleźne" to nie tylko nagroda zwyczajowa. Jest w ustawie
Pani Milena podkreśla: - Jesteśmy bardzo uczciwymi ludźmi i uczciwość powinno się nagradzać. To już nie chodzi o te 10 proc. wartości zguby, a o fakt, że takie zachowanie nie powinno mieć miejsca. Powinniśmy zostać przedstawieni właścicielowi odnalezionej rzeczy.
W tej sprawie zwróciliśmy się do biura prasowego firmy Ikea. W mailu zapytaliśmy, między innymi o to, jakie są wewnętrzne regulacje w Ikei w takich sytuacjach. Czekamy również na odpowiedź, czy ta konkretna sprawa zostanie w jakikolwiek sposób wyjaśniona i czy pracownik ochrony postąpił słusznie.
Co na ten temat stanowi prawo? Postępowanie w podobnych sytuacjach reguluje ustawa o rzeczach znalezionych z 2015 roku. Według jej zapisów, a dokładniej z art. 10. 1. wynika, iż "Znalazca przechowujący rzecz, który uczynił zadość swoim obowiązkom, może żądać znaleźnego w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy, jeżeli zgłosił swoje roszczenie najpóźniej w chwili wydania rzeczy osobie uprawnionej do jej odbioru".
Szybko zgubione, szybko znalezione
Warto przypomnieć, że przywołana historia nie była pierwszą tego typu, która rozegrała się w tym sklepie. W 2020 roku pracownica PCK podczas pobytu w Ikei zgubiła 1 tys. zł. Jak się okazało, za te pieniądze miały zostać kupione buty dla osób w kryzysie bezdomności.
Kobieta trafiła jednak na dobrego znalazcę. Podniósł plik i zgłosił się do ochrony sklepu. Odtwarzając nagranie z monitoringu udało się ustalić, kto zgubił gotówkę. To była pani w maseczce ochronnej z logo czerwonego krzyża. Nadal była w sklepie.
- Aż mi się gorąco zrobiło, gdy podszedł ochroniarz - przyznała pracownica PCK. - Dopiero wówczas zorientowałam się, że brakuje mi gotówki. Okazało się, że znalazcami są pewien pan oraz towarzysząca mu dziewczyna. Dawniej była naszą wolontariuszką.
Przy banknotach znajdowały się kupony totolotka. - Zażartowaliśmy ze znalazcą, że jeżeli wygram, podzielę się z nim wygraną - wyjaśniała. - Nigdy w życiu nie wygrałam w totka. Tym razem zbieg okoliczności: trafiłam trójkę. Otrzymam 24 zł, więc panu należy się 12 zł.
- Chciałam im jeszcze raz podziękować, no i wręczyć połowę wygranej z totolotka. Mam nadzieję, że znalazca zgłosi się do nas - dodała.
