– A spadek pogłowia, co wydaje się nieprawdopodobne, jest równoczesny ze spadkiem cen żywca – czytamy w piśmie. – Obecnie cena tuczników jest taka sama jak 26 lat temu.
Polsus zwraca uwagę, że potrzebne są inwestycje w duże fermy prowadzące rozród, aby mogły produkować duże partie prosiąt będących konkurencją dla importu. Ważne jest doprowadzenie do zmiany prawa w zakresie pozwoleń na budowę chlewni, aby umożliwiać, a nie blokować powstawanie efektywnie działających obiektów.
Polski Związek Hodowców i Producentów Trzody „Polsus” podkreśla, że w szczególnie szybkim tempie likwidowane są lochy, rośnie za to import prosiąt, których w minionym roku zakupiono z zagranicy 5,9 mln sztuk. Rozwija się chów nakładczy, a w tej formie produkcji rolnik całkowicie utracił samodzielność i jedynie dokapitalizuje swoje gospodarstwo.
Związek wnosi o pilne rozwiązanie kilku najważniejszych problemów. Są to:
- obowiązkowe zawarcie elementu cenowego w umowach między dostawcami żywca i odbiorcami: element cenowy mógłby np. odnosić się do cen niemieckich
- uporządkowanie procedury wydawania pozwoleń na budowę chlewni; muszą być precyzyjnie ustalone warunki i całkowite zerwanie z uznaniowością i opiniami
- podejmowanie przez rząd i organizacje pozarządowe działań zmierzających do zezwolenia na krzyżowe stosowanie mączek mięsno-kostnych w żywieniu
- odstąpienie przez rząd od wprowadzenia zakazu stosowania pasz zawierających komponenty GMO w żywieniu trzody, drobiu i bydła
- uregulowanie rynku zbóż, który silnie wpływa na opłacalność produkcji trzody chlewnej, przenosząc reakcje cenowe na sektor trzody
- zwiększenie w ramach PROW 2014-2020 wysokości wsparcia na rozwój produkcji prosiąt do kwoty umożliwiającej wybudowanie lub modernizację chlewni dla min. 100 loch, tj. 12 tys. na stanowisko
- podjęcie działań umożliwiających wyróżnianie (znakowanie) mięsa pochodzącego w całym cyklu produkcyjnym od polskich producentów.
Również podlascy producenci trzody uważają, że potrzebne są działania ratujące polskie trzodziarstwo.
Jak zauważa Tadeusz Dryl z Czaczek Wielkich, rolnikom trudno jest uwierzyć w to, że farmerzy niemieccy sprzedają żywiec w takiej samej cenie jak polscy – a jeśli doliczymy koszty transportu, to nawet taniej – i mają fundusze na rozwój swoich gospodarstw.
– To jest niemożliwe, muszą być w jakiś sposób dofinansowywani – podkreśla rolnik z Czaczek Wielkich.
Zwraca też uwagę na to, że aby konkurować np. z niemieckimi producentami, powinniśmy zwiększać produkcję, bo to pozwala zminimalizować koszty.
– Ale u nas prawo środowiskowe nie jest do tego przygotowane – podkreśla Tadeusz Dryl. – Sam tego doświadczyłem.
Opowiada się on również za znakowaniem polskiej wieprzowiny.
Barbara Kociakowska