pomorska.pl/torun
Więcej informacji z Torunia znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/torun
Rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 3,5 tys. zł grzywny to wyrok, na jaki zdaniem sądu odwoławczego zasłużył były szef toruńskich policjantów. Przez 3 lata nie może również pełnić kierowniczych stanowisk. Musi też zwrócić Komendzie Wojewódzkiej w Bydgoszczy 1428 zł.
Wydane w czwartek orzeczenie jest prawomocne.
Sprawa ponownie trafiła na wokandę, ponieważ skazany we wrześniu ub.r. na dwa lata więzienia w zawieszeniu i pięć lat próby Janusz B., złożył apelację. Uznał bowiem, że podczas pierwszej rozprawy doszło do obrazy przepisów postępowania karnego, które miało wpływ na niekorzystne dla niego orzeczenie. Postanowił dalej walczyć. W czwartek nie przyszedł jednak do sądu, a po wyroku nie odbierał telefonu.
Według obrony Janusza B. cały proces oskarżonego potoczyłby się inaczej, gdy przeanalizowany został grafik dyżurów kierownictwa Komendy Miejskiej Policji. Pozwoliłby to na precyzyjne określenie dat faktycznie sprawowanych przez niego dyżurów i ustalenie, czy 20 wyjazdów do Bydgoszczy odbyło się w celach służbowych.
Sąd stwierdził, że nie miało to znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Pojawiły się bowiem inne okoliczności wskazujące na to, że jego wizyty miały charakter prywatny. Gdyby jednak dodatkowo odbywały się w okresie, kiedy Janusz B. pełnił dyżur, to byłaby to okoliczność obciążająca go.
W swojej apelacji Janusz B. zwrócił także uwagę na naruszenie przepisów prawa materialnego. Zdaniem obrony miał on możliwość zwolnienia z pracy swojej podwładnej, bo był jej szefem. Wszystkie te zarzuty zostały uznane za chybione.
Analizując jednak ponownie sprawę Janusza B., toruński wymiar sprawiedliwości najsurowiej ocenił go właśnie za próby zwolnienia swojej podwładnej, która nie chciała utrzymywać z nim prywatnych kontaktów.
- Sytuacja, w której zatrudnia się pracownika po to, by wykorzystywać go seksualnie, a później zwalnia, gdy spotyka się z odmową, jest rażącym nadużyciem władzy - uzasadniał wyrok sędzia Rafał Sadowski. - To wręcz ostentacyjne wykorzystywanie swoich kompetencji. Podobne do postępowania z niewolnikami. Januszowi B. przyświecała jedna pobudka i to nie była chciwość. Raczej chuć.
Zdaniem sądu odwoławczego były komendant miał też pełną świadomość, że nie może jeździć samochodem służbowym do Bydgoszczy.
- Jestem zadowolony z tego wyroku - mówi Mariusz Kasprzyk, prokurator. - W pełni podzielam stanowisku sądu.
Przypomnijmy, że Janusz B. został uznany za winnego nadużywania władzy, wykorzystywania służbowego samochodu do prywatnych celów i wyłudzenia drobnych sum z policyjnego funduszu.
Sąd pierwszej instancji uznał, że w 2008 r. Janusz B. jako szef Komendy Miejskiej Policji w Toruniu co najmniej 20 razy podróżował służbowym samochodem do Bydgoszczy, gdzie prywatnie spotykał się z policyjną panią psycholog. Wyłudził także z policyjnego funduszy pieniądze na kwiaty dla swojej znajomej oraz naciskał na kadrowców, aby zwolnili z pracy jedną z zatrudnionych przez siebie podwładnych.