Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aaron Cel: - Roko i Daniel od razu się starli na treningu. Wiedziałem już, że będzie ciekawie

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Aaron Cel to od lat kluczowy gracz Twardych Pierników
Aaron Cel to od lat kluczowy gracz Twardych Pierników Agnieszka Bielecka
Ivica Skelin wyłowił z każdego z nas największe atuty i starał się tak prowadzić grę, aby wszystkie wykorzystać. Dzięki temu czuliśmy się wygodnie i dobrze na parkiecie, każdy miał satysfakcję ze swojej gry. - mówi Aaron Cel.

Jaki to był sezon dla pana?
Myślę, że można ten sezon zaliczyć do udanych, choć w nieco inny sposób niż te wcześniejsze medalowe. Osiągnęliśmy coś, co mało kto się spodziewał. Naprawdę bolały mnie te oceny przed sezonem, gdy różni eksperci widzieli nas na ostatnim miejscu w PLK. To był słabszy kadrowo zespół, ale styl gry zachowaliśmy, potrafiliśmy wykorzystać cały talent, jaki mieliśmy do dyspozycji, choć na pewnie nie mieliśmy go najwięcej w lidze. To wspaniałe uczucie, gdy dajesz z siebie wszystko, masz wsparcie tak świetnego trenera i na koniec osiągasz więcej niż od ciebie oczekują.

Wspomniał pan trenera. Przez cały sezon wszyscy podkreślaliście rolę trenera Skelina w wynikach drużyny.
Gram zawodowo w koszykówkę od prawie dwudziestu lat, współpracowałem z naprawdę wieloma trenerami i Ivicę Skelina umieściłbym w swoim prywatnym top 3. On przede wszystkim rozmawia z zawodnikiem, potrafi go "czytać" na boisku i poza nim. Często się zdarza, że trenerzy potrafią ułożyć zespół według własnych oczekiwań, ale znacznie rzadziej trafiają się trenerzy, którzy potrafią ułożyć zespół pod kątem wykorzystania jego najmocniejszych cech. Ivica Skelin wyłowił z każdego z nas największe atuty i starał się tak prowadzić grę, aby wszystkie wykorzystać. Dzięki temu czuliśmy się wygodnie i dobrze na parkiecie, każdy miał satysfakcję ze swojej gry. Do tego Ivica jest po prosu dobrym człowiekiem poza boiskiem, to bardzo ważne. Jesteśmy razem dziesięć miesięcy i te relacje buduje się nie tylko na parkiecie.

Na ławce potrafił jednak głośno na was krzyczeć i zachowywać się bardzo ekspresyjnie.
To była jego gra, ale czasami te krzyki pozwalają wydobyć więcej z zawodnika. On doskonale jednak wiedział, kiedy należy mocniej na kogoś nacisnąć, a kiedy odpuścić. Poza tym jest zwykłym facetem, też chce wygrywać, też przeżywa własne emocje w czasie meczu.

Podobno przed każdym meczu Ivica Skelin miał inny sposób na motywację zespołu.
Oj, to było wiele różnych przemów przed meczem i każda wywoływała ciarki na plecach. Tego raczej nie można się nauczyć, trzeba mieć talent, żeby bojowo pobudzić swoją drużynę. Świetnie w takiej roli sprawdzał się choćby Mike Taylor w reprezentacji Polski.

Zaczęliście sezon świetnie, ale w listopadzie pożegnali się z drużyną Watson i Thompson. Nie było zniechęcenia? Utraty wiary w sukces?
To była skomplikowana sytuacja. Straciliśmy dwóch absolutnie kluczowych zawodników, a oczekiwania dookoła były już rozbudzone. Dołączyli zawodnicy zupełnie inni, zastanawialiśmy się w szatni, co dalej będzie. Z własnego doświadczenia wiem, że bardzo ważna jest właśnie praca trenera i jeśli wykształcił w zespole mocny styl gry, to nawet tak głębokie zmiany w składzie łatwiej przetrwać. Rogić i Amigo szybko się wkomponowali w nasz zespół. Wiedziałem, że każdy z nas dalej będzie dawał z siebie sto procent, a takimi chłopakami wokół siebie nie sposób się czegoś bać. W sumie większym problemem okazała się dla nas przerwa covidowa w styczniu niż to zamieszanie ze zmianami w składzie.

Lepiej czuł się pan na parkiecie z Watsonem czy Rogiciem?
Obaj grają inaczej. Z Mo było mniej rzeczy do robienia, on był prawdziwym generałem, czasami samolubnym, ale zawsze z ogromnym ego. To sprawiało, że chciał być wszędzie pierwszy. Tacy gracze mocno dominują na parkiecie. Pozostawało mi dobrze ustawić się w rogu, czekać na piłkę i trafiać do kosza. Z Roko grało się inaczej, trzeba było więcej organizować akcje w ataku, więcej uwagi poświęcać obronie. To także bardzo dobry koszykarz, który wiele wniósł do gry. Myślę., że jako drużyna wiele nie straciliśmy na tych zmianach.

Z Roko i Danielem Amigo w składzie staliście się takimi bad boysami PLK. Rywale nie specjalnie czekali na mecze z wami.
To prawda, było w ich sporo boiskowego cwaniactwa i prowokowania. Takich zawodników zawsze lepiej mieć w swojej drużynie niż przeciwnej. Od razu to było widać po ich przyjeździe, bo podczas jednego z pierwszych treningów skoczyli sobie do oczu. Powiedziałem wtedy do Didiego: "o, będzie się działo". Daniel uwielbiał gadać na parkiecie, a co ważniejsze, nie bał się bólu. Cieszyliśmy się, że mają taki charakter, bo jeśli jako zespół masz mniej talentu od rywala, to trzeba właśnie nadrabiać takimi cechami. Myślę, że wielu koszykarzy miało ciężką noc przed meczem z nami.

Po raz pierwszy w PLK grał pan w drużynie, której nikt nie dawał szans na sukces. Jak się pan odnalazł w roli mentora dla tych młodszych graczy?
To było dla mnie coś nowego. Często czułem, że koledzy czekają na moje słowa, rady. Dla mnie było o tyle łatwiej, że naprawdę mieliśmy w kadrze młodych, ale mądrych chłopaków, którzy chcieli się uczyć. To była też duża odpowiedzialność, bo czułem, że mam mniejsze prawa do dołków formy. Każde doświadczenie się przydaje. Inna sprawa, że od zawsze lubiłem wtrącić swoje trzy grosze w szatni i obowiązki kapitana były dla mnie jakby naturalne.

Nie wypominając panu wieku, to grał pan średnio prawie 28 minut w meczu, niemal najwięcej w czasie kariery w PLK. Miałem wrażenie, że w połowie sezonu miał już pan trochę dość koszykówki.
To prawda, do tego były krótsze dni, szybkie wieczory, a to nie wpływa pozytywnie na organizm. W styczniu fizycznie było mi bardzo ciężko, Dominik Narojczyk robił co trzeba, żeby postawić mnie na nogi, trener Skelin dał mi trochę luzu na treningach. Przechodziłem przez to nie raz i nie dwa w karierze, wiem, że trzeba spokojnie grać i czekać aż kryzys minie. W wielu meczach grałem ponad 30 minut i w moim wieku organizmu się nie oszuka. Chcąc nie chcąc, nie pojechałem na kadrę, co także trochę mi pomogło, a koniec sezonu zasadniczego był już całkiem dobry.

Anwil był poprzeczką nie do pokonania w play off?
Odkąd gram w Toruniu, to pierwszy raz tak mocno odstawaliśmy od Anwilu potencjałem i talentem. Mieli lepszy skład, więcej jakości, dłuższą ławkę i to w play off bardzo się liczy. W sezonie zasadniczym w pojedynczym meczu możesz pokonać każdego, ale w play off budżet ma już duże znaczenie.

Kontrakt w Toruniu się kończy i co dalej?
Najpierw odpoczynek, a potem będziemy rozmawiać z prezesem. Mam wielką ochotę zostać w Twardych Piernikach. Wiem, że najtrudniejsze już za klubem, który wraca na dobre tory. Powiem szczerze: pod względem sportowym czuję satysfakcję, jak po zdobyciu finału PLK, ale chciałbym jeszcze coś powygrywąć na parkiecie.

Wspomniał pan już wcześniej o braku powołania do kadry. Mam wrażenie, że gdzieś tam w sercu brakuje zamknięcia tego rozdziału, wątek reprezentacji urwał się dla pana nagle i dość niespodziewanie.
Wyobrażałem sobie to inaczej, ale nie jestem naiwny i wiem, że w życiu nie wszystko kończy się jak w bajce. Nie mam pretensji do Igora Milicicia. To nic osobistego, ale przeszkadzają mi jedynie ostatnie wyniki reprezentacji Polski. Życzę Miliciowi samych sukcesów, ale niekoniecznie wybrałbym taką drogę na jego miejscu.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska