Prezydent Łukaszenka to europejska, nieco bardziej cywilizowana, odmiana nieżyjącego prezydenta Turkmenistanu Saparmurata Nijazowa - Turkmenbaszy. Obaj byli ortodoksyjnymi komunistami, a po rozpadzie ZSRR przejęli władzę absolutną. W Turkmenistanie doszło nawet do typowej dla dyktatury paranoi: tamtejsi historycy ustalili ponad wszelką wątpliwość, że przodkiem ich prezydenta jest Aleksander Wielki.
Na Białorusi jeszcze do tego nie doszło, ale wszystko przed nami. Problem w tym, że polska dyplomacja zdaje sobie sprawę, iż jeśli na łono Moskwy wróci Ukraina i Białoruś, Rosja znów stanie się groźnym imperium, a Polska - tzw. bliską zagranicą. To wszystko nie usprawiedliwia tak niezdecydowanej postawy premiera Tuska i ministra Sikorskiego. Represje wobec polskiej mniejszości to ordynarna powtórka z czasów ZSRR.
Łukaszenka zręcznie spacyfikował polską mniejszość zgodnie z dewizą "dziel i rządź". Ale państwo polskie ma obowiązek bronić represjonowanych i szykanowanych rodaków.