Minął rok od premiery filmu braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”. W tę sobotę nastąpi emisja ich kolejnego dokumentu, pt. „Zabawa w chowanego”. Ci, którzy oczekiwali, że pierwszy demaskatorski materiał wstrząśnie opinią publiczną, nie zawiedli się. Oglądalność była potężna, dużo większa, niż wcześniejszego fabularnego „Kleru” Wojtka Smarzowskiego. Choć akurat porównywanie obu filmów nie jest chyba pomysłem trafionym. Prezentują wprawdzie podobne spojrzenie i diagnozę problemu, który niczym rak trawi żywe ciało Kościoła, ale siła rażenia dokumentu Sekielskich jest ogromna. W końcu ich materiał ukazuje realne osoby i sytuacje przedstawiane przez świadków, jak i ofiary czynów pedofilskich, jakich dopuszczali się kapłani.
Wszyscy jednak, którzy spodziewali się, że po emisji „Tylko nie mów nikomu” nastąpi jakaś zmiana przypominająca antyczne katharsis, jakieś oczyszczenie wśród kościelnych hierarchów, czekał zimny prysznic. Prymas Polski arcybiskup Wojciech Polak wprawdzie na kilku konferencjach prasowych zapewniał, że w Kościele nie będzie miejsca na tolerowanie zbrodni pedofilii. W jednym z wywiadów podkreślał, iż film pokazuje, „ile musimy się nauczyć i zmienić”, zaraz potem dodając, że duchowni potrzebują „głębokiej zmiany mentalności”.
Zapowiedział stworzenie w każdej diecezji specjalnych komisji, które miałyby pomóc w „wyplenieniu” tego palącego problemu. Nie można powiedzieć wprawdzie, że skończyło się tylko na słowach, bo powstały schematy postępowania w sytuacjach, kiedy zgłasza się przypadek molestowania seksualnego przez księdza. Po pierwsze jednak, fakt, że takie „procedury” powstały dopiero teraz, po latach systemowego ukrywania przestępców i zwyrodnialców, sam w sobie jest chyba raczej powodem do wstydu. Po drugie można sobie zadać pytanie, czy te regulacje w ogóle zostałyby opracowane, gdyby nie obowiązek nałożony niewiele wcześniej przez samego papieża Franciszka, a nakazujący zgłaszanie biskupom przypadków księży oskarżanych o popełnianie przestępstw na tle seksualnym.
Przygnębiające, że klasa polityczna wykorzystała film do uskuteczniania wojenek i partykularnych interesów. Krótko przed emisją filmu Jarosław Kaczyński krzyczał (a po wystąpieniu redaktora naczelnego Liberte), że „kto podnosi rękę na kościół, podnosi ją na Polskę!”, potem zaś zapewniał, że nie ma przyzwolenia na tolerowanie przestępców wśród duchownych. Opozycja, z kolei przeliczyła się w nadziejach, że film „załatwi” jej kampanię w wyborach parlamentarnych. Stało się inaczej. Nie powstała też zapowiadana państwowa komisja ds. kościelnej pedofilii. Mimo to nie sposób przecenić wagi filmu Sekielskich. Kropla drąży skałę.
