Anwil Włocławek - PGE Spójnia Stargard 72:64 (13:16, 17:17, 23:11, 19:20)
Anwil: Michalak 18 (4), Petrasek 8 (1), Ongenda 6, Nelson 3 (1), Taylor 2 oraz Funderburk 15 (2), Turner 11 (1), Gruszecki 7 (1), Łączyński 2, Łazarski 0, Jackson 0.
PGE Spójnia: Cooper 19 (3), Muhammad 8, Langović 8 (1), Gordon 6, Kikowski 5 (1) oraz Kowalczyk 8 (2), Słupiński 6, Martinez 4, Yam 0.
Włocławianie rozpoczęli z dużymi problemami w ofensywie. Pierwsze minuty to zaledwie jeden rzut celny na cztery próby (26 procent z gry w 1. kwarcie) i prowadzenie bardzo poukładanej PGE Spójni Stargard. Prowadzeni przez Muhammada i Langovicia goście szybko objęli prowadzenie.
Na początku 2. kwarty było już 21:13 po dystansowym trafieniu Sebastiana Kowalczyka, a Anwil cały czas mylił się w swoich akcjach. Trener Selcuk Ernak swoim zwyczajem czekał z przerwą, dając szansę swojej drużynie, aby sama uporała się z kryzysem. W 15. minucie już jednak szkoleniowiec nie wytrzymał po kolejnej "trójce" Pawła Kikowskiego (18:27). Nie pomagał Anwilowi brak Luke'a Nelsona, który na parkiecie spędził jedynie 3 minuty.
Pod koniec 2. kwarty włocławianie wreszcie zaczęli wykorzystywać błędy w obronie PGE Spójni i w 17. minucie był remis 27:27. Jak się goście zacięli, to nawet spudłowali sześć kolejnych rzutów wolnych. Włocławianie nie byli wiele lepsi: do przerwy za 2 punkty mieli 4/19, zdobyli zaledwie 4 punkty z pola trzech sekund.
Anwil wrócił na parkiet z dodatkową energią do pracy w obronie i wreszcie na dłużej objął prowadzenie, choć przewaga była minimalna. W 26. minucie było już 43:36 i to Andriej Urlep musiał ratować się przerwą na żądanie.
Chwilę później w barwach Anwilu zadebiutował Ronald Jackson, który niedawno zastąpił w składzie kontuzjowanego Emmanuela Akota. Nowy skrzydłowy zagrał niespełna 8 minut i zapisał się w protokole jednym faulem.
Włocławianie prowadzili już 12 punktami po przerwie, ale w 36. minucie było tylko 63:58 i w zasadzie dopiero w ostatniej minucie czwarte z rzędu zwycięstwo zostało przypieczętowane.
