Ale po chwili ochłonąłem - skoro nie ma kryzysu, to dlaczego setki firm bankrutują? W imię czego tysiące ludzi wyrzuca się z pracy na bruk? Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego ukryta inflacja sięgnęła 10 procent? Jakim cudem drożeje benzyna, mimo że dolar i ceny ropy lecą w dół? Jeśli kryzys "nie dotknął naszego kraju", to skąd się wzięła ta kosmiczna dziura budżetowa? I cięcie funduszy na naukę i oświatę? I protesty policjantów...
Nikt rozsądny nie wymaga już obiecywanych przez premiera Tuska cudów. Należy je włożyć między bajki, którymi raczy nas każdy nowy szef rządu. Ale odrobina przyzwoitości przydałaby się premierowi. Ja wiem, że ludzi żyjących z fuch w spółkach skarbu państwa, żyjących z polityki i tłustych posad, "kryzys nie dotyka". Kupią mercedesa niższej klasy i nie wyjadą na Seszele tylko do Włoch. Leczą się prywatnie nie czekając na operację miesiącami. Wiem, że premier miał na myśli wzrost polskiego PKB, jedyny dodatni w Unii Europejskiej. To rzeczywiście sukces.
Tylko jak tu tak piękny PKB wrzucić do garnka?