Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bracia S. O dwóch takich co rządzili Bydgoszczą

Adam Lewandowski [email protected]
Kamienica przy ulicy Dworcowej 47 w Bydgoszczy, jedna z najładniejszych w Bydgoszczy, w której dawno temu mieścił się pierwszy sklep monopolowy Weltinexu.
Kamienica przy ulicy Dworcowej 47 w Bydgoszczy, jedna z najładniejszych w Bydgoszczy, w której dawno temu mieścił się pierwszy sklep monopolowy Weltinexu. Paweł Skraba
W latach 80. jeden handlował dolarami pod "Pewexem", drugi pietruszką na targowisku. Dziś pierwszy jest najbogatszym bezrobotnym w Polsce, a drugi najbogatszym rencistą.

Starszy - Janusz - skończył technikum kolejowe. I już jako młokos trudnił się cinkciarstwem. Był - jak nazwano po latach - właścicielem lotnego kantoru wymiany walut. To pozwoliło mu nawiązać ciekawe kontakty w przyszłym świecie biznesu. I założyć wspólnie z bratem spółkę Weltinex - joint venture, bo z udziałem zagranicznym, Duńczyka.

Przeczytaj także: Awantura o 200 milionów braci S.

Rozwijają skrzydła
Firma powstała w roku 1988, skrzydła rozwinęła rok później, kiedy to w świeżo kupionej kamienicy przy ul. Dworcowej 47 w Bydgoszczy Bracia założyli pierwszy całodobowy sklep monopolowy. W innych smutne butelki z byle jakimi naklejkami, a w Weltinexie - zachodnie trunki, kolorowe i to w niziutkich cenach. Koniak "Napoleon" w cenie polskiej wódki. Wokół sklepy puste, kolejki nawet po alkohol, bimbrownicy ścigani przez milicję, a przy Dworcowej 47 - legalny full wypas. I to przez całe 24 godziny. Bydgoszczanie od razu pokochali ten sklep. Interes kręcił się na całego.

Fajne chłopaki
- To były fajne chłopaki - wspomina pani Danusia, która w kamienicy przy Dworcowej mieszkała 57 lat. - Jak Bracia kupili ten obdrapany dom, od razu zabrali się za remont. Centralne ogrzewanie założyli, ochrona była przez całą dobę, ale z czasem czynsze za bardzo rosły. Nikt nas nie naciskał, ale ze względu na koszty wynieśliśmy się jako jedni z ostatnich w roku 2003. Dobrze wspominamy tamte czasy.

Trzeci Świat
Ale ani pani Danusia, ani bydgoszczanie nie wiedzieli, że alkohol w Weltineksie jest tak tani, bo choć został przywieziony wprost z Niemiec, pochodzi z... Lesoto - kraju Trzeciego Świata. A z Trzeciego Świata towar sprowadza się bez cła.
Zanim fiskus połapał się, jak Weltinex robi pieniądze, Bracia zarobili krocie. W handlu alkoholem biorą też udział kolejne ich spółki joint venture, zwolnione na trzy lata z podatku. Magazyny miały wspólne, tylko butelki zmieniały właścicieli.

Glejt od wiceministra
Na przełomie lat 90. kontrolowany przez nich Weltinex sprowadził alkohol za co najmniej 16,7 mln zł. Wiceminister finansów dał im glejt, że nie muszą płacić podatków. Ten sam wiceminister, który po latach znalazł się w Cenzinie i siedział w USA za handel bronią. Przychylny był wiceminister, ale nieprzejednani byli bydgoscy urzędnicy skarbowi. Wygrali w sądzie i Weltinex prawomocnym wyrokiem miał zapłacić zaległy podatek - 8,8 mln zł. Nie zapłacił. Bo spółka upadła, majątek w porę został przesunięty do innych firm holdingu Braci.

Co nie jest zabronione
Ten sposób wyprowadzania zagrożonych zajęciem pieniędzy Bracia będą ćwiczyć potem częściej. Również po latach z Domarem, którego upadkiem od 3 lat interesują się śledczy.
Ale siłą Braci były nie tylko pieniądze, także znakomici radcy prawni, wykorzystujący bez pardonu luki w prawie, w myśl zasady: co nie jest zabronione, jest dozwolone... Jednym z pierwszych był K., w latach 80. zastępca kierownika wydziału spraw lokalowych w bydgoskim ratuszu. To on załatwiał dla Braci wykup pierwszych domów w centrum Bydgoszczy.

Gdy szczęście nie sprzyja
Mniej szczęścia miał Mirosław, młodszy brat Janusza. Zanim ruszył Weltinex, nie tylko sprzedawał na targowisku warzywa, również jeździł po kożuszki i dżinsy do Turcji. Z czasem także po złoto do Indii. I tam wpadł na przemycie. Wykupił go starszy brat pieniędzmi z Weltinexu. Wydawało się, że już nigdy nie trafi za kratki. Ale - stało się. Wcale nie za przekazanie wartego 1,2 mln zł majątku Weltinexu do firm Maktronik i Polfrost - to oskarżenie przedawniło się w sądzie.

Na trzy lata skazany został za skorumpowanie oficera Urzędu Ochrony Państwa. Kiedy siedział w areszcie w Toruniu, odwiedziła go Aleksandra, Miss Polonia 1993 i wręczyła 100 zł łapówki strażnikowi: za dostarczenie do celi paczki dla swego konkubenta. Funkcjonariusz odmówił przyjęcia koperty, ale Aleksandra zostawiła ją i wyszła. Przesłuchiwana w toruńskiej prokuraturze przyznała się do wręczenia koperty - za miłą obsługę w areszcie. Przyszła żona Mirosława została oskarżona. A Mirosław po wyroku prosił prezydenta Kwaśniewskiego o ułaskawienie. Ale prezydent RP z tego prawa nie skorzystał. Przyszło więc panu Mirosławowi odsiedzieć dwa lata w Zakładzie Karnym w Potulicach.

Głowy do interesów
Pieniądze przynosił nie tylko alkohol. Bracia wpadli na pomysł, by w Ministerstwie Handlu Zagranicznego wykupić za bezcen niby bezwartościowe ruble transferowe, które honorowała jeszcze m.in. NRD. TIR-y wiozły więc tony NRD-owskiej kawy, zabawek, ciuchów, sprzętu agd itp. Wszys- tko to trafiło do sklepów m.in. Maktronika, w którym Bracia także grali pierwsze skrzypce. Interes znowu świetnie się kręcił. Otworzyli także montownię telewizorów. Też pomnażała konta rodziny. Bo co by nie powiedzieć, to głowy do interesów mieli. I mają. Potrafili wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. Choćby 28 lutego 1991 roku, kiedy to rząd Bieleckiego przed wprowadzeniem nowej taryfy celnej zastosował na trzy dni tzw. vacatio legis. Ci, co o tym wiedzieli, czekali już z TIR-ami przed granicą. Bracia z Bydgoszczy wiedzieli. Tysiące TIR-ów przewiozły wówczas miliony telewizorów, video, wież itp. Fachowcy szacowali, że za miliard dolarów. W ten sposób pogrzebany został rodzimy przemysł elektroniczny. M.in. bydgoska Eltra.
Skok na bank
A kiedy pieniędzy było już dość, kolejnym pomysłem było przejęcie banku. Zrobili to wspólnie - ze świętej pamięci senatorem z Tucholi oraz Zbigniewem S., właścicielem polonijnej spółki Pol-Tech. I jeden i drugi mieli już doświadczenia "bankowe", a raczej - "bancowe". Bo pan Zbigniew w swym Loan Bancu oferował lokaty dewizowe na 24 procent, a pan senator - w Prywatnej Agencji Lokacyjnej 75 proc. rocznie, a ponad 200 proc. na lokacie dwuletniej... Ludzie przynoszą swe oszczędności życia, sprzedają domy, ziemie, by włożyć i zarobić...
W roku 1991 na sprzedaż trafiają udziały państwowego Bydgoskiego Banku Komunalnego. Trzej panowie obejmują pakiet większościowy. BBK jest ich. Mieści się w wieżowcu dawnego Komitetu Miejskiego PZPR, zajmuje też najbardziej okazałą kamienicę przy ul. Gdańskiej, otwiera swe oddziały m.in. w Gdańsku i Warszawie. Ojciec Braci - emerytowany kolejarz - zakłada w ich banku tzw. lokatę negocjowaną na 2 miliony niemieckich marek. Jest bardzo wysoko oprocentowana.

Ale po dwóch latach czarne chmury zawisły nad BBK - z winy wspólników. Bo nagle z hukiem padają Loan Banc pana Zbigniewa i Prywatna Agencja Lokacyjna senatora z Tu-choli, który chroni się za immunitetem. Obaj winni są trzem tysiącom klientów 6,5 mln dolarów. Do BBK wchodzi Najwyższa Izba Kontroli. Drzwi banku szturmują jego klienci. Ojciec Braci spokojnie, przed terminem, wypłaca swą lokatę z 13-procentowymi odsetkami. Nie wszyscy mieli to szczęście. Bydgoski Bank Komunalny upada...

Czytaj: Wyprowadzili z Domaru miliony. Janusz S. i Łukasz S. wyszli za kaucją 20 tysięcy
Prośba o list żelazny
Wokół Janusza robi się gorąco. Wzywany na przesłuchania do prokuratury nie pojawia się po raz kolejny. Stoi przed nim widmo aresztu. Wyjeżdża więc do Moskwy i czeka - co będzie dalej. Prokuratura śle za nim list gończy. Rosja go nie akceptuje. Bo ucieczka z majątkiem nie jest w tym kraju przestępstwem. Janusz chce wrócić do Polski, jeśli otrzyma list żelazny gwarantujący mu nietykalność. Nie otrzymuje go. Składa jednak swe wyjaśnienia w sprawie Weltinexu w Ambasadzie RP w Moskwie.

A w Bydgoszczy podlegli mu ludzie zbierają podpisy, bo pan Janusz chce w jesiennych wyporach 1993 roku wystartować na senatora. Zaocznie, nie będąc w kraju.
I startuje. To, że kandydat jest ścigany, że umoczony po uszy w aferze schnapgate - nie robi wrażenia na 37 tysiącach wyborców. Ląduje dopiero na 10. miejscu. Senatorem nie zostaje. I po czasie wraca do kraju.

Biedny jak mysz kościelna
Fiskus dopatrzył się, że młodszy z braci nie zapłacił 457 tys. zł podatku dochodowego. Urząd Skarbowy próbuje zająć pobory dłużnika. Wtedy okazało się, że jeden z najbogatszych mieszkańców nie tylko Bydgoszczy zatrudniony jest jedynie na pół etatu w rodzinnej firmie ochroniarskiej Secret i zarabia tylko... 130 zł. A tak marnej pensji fiskusowi zajmować nie wolno. Jako biedny wystąpił do sądu o zwolnienie z kosztów sądowych... bo wszystko należy do żony, która też nie pracuje, a ma z nią rozdzielczość majątkową. Starszy brat jest tylko pracownikiem we własnej firmie i też bardzo marnie zarabia. Mówią o nich w Bydgoszczy: najbogatszy rencista w Polsce i najbogatszy bezrobotny.

Czy jest jeszcze drugi taki piękny kraj, w którym można fiskusowi tak grać na nosie?

Najdłuższy interes
W roku 1991 Bracia zainteresowali się bydgoskim Domarem, siecią hurtowni i sklepów sprzedających sprzęt AGD. Państwo postanawia pozbyć się tego balastu poprzez prywatyzację pracowniczą. Prawie 300 pracowników pozbywa się akcji na rzecz rodziny Braci.

Początkowo Domar-Bydgoszcz handluje elektroniką. Ma się dobrze. Po dwóch latach firma jest już spółką akcyjną, po kolejnych trzech próbuje wejść na giełdę. Bez skutku. Domar to najdłuższy interes Braci. Inne spółki padały, Domar - krajowy potentat w handlu AGD i RTV - trwał. I pewnie trwałby jeszcze, gdyby nie konkurencja. Media Markt i Saturna. W Bydgoszczy mają sklepy w znacznie lepszych punktach. I sprzedawały tańszy sprzęt.

Domar - Bydgoszcz z siedzibą w Warszawie upada 4 listopada 2009 roku. Przed tą datą majątek udziałowcy przekazują do firmy Luna Deweloper w Kołobrzegu. Zamiast 500 wierzycielom.

Czytaj: Kredyty dla kolesiów

Tą sprawą od czterech lat interesuje się Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy. Dwa lata temu zarzuty usłyszeli już byli prezesi firmy, w tym miesiącu Janusz S. i jego syn. Mirosław był słuchany dotąd tylko jako świadek. Jego bratu i bratankowi grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Zamiast aresztu śledczy zastosowali wobec nich poręczenie majątkowe - po 20 tys. zł od każdego z nich. Jak usłyszeliśmy w prokuraturze - zarzuty dotyczą także wyprowadzenia udziałów w innych spółkach, w których także pierwsze skrzypce grali Bracia: Locum, Jazon, Maktronik i w nieruchomościach w Kołobrzegu. Idzie tu o niebagatelną sumę - 23 milionów złotych. Śledztwo trwa i zakończy się prawdopodobnie jeszcze w tym roku.

W Domarze siedzi pani syndyk masy upadłościowej. Odzyskała dotąd 30 mln zł. Wystąpiła z powództwem cywilnym o uchylenie decyzji o przekazaniu majątku m.in. do firmy Luna Deweloper. Chodzą słuchy, że Bracia poróżnili się. Zgrzyta coraz bardziej. Ostatnio Janusz został przez Mirosława wycięty z zarządu spółki w Kołobrzegu.
Jak w piosence - pieniądze szczęścia nie dają... być może.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska