Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

BSE: test zaufania

KAMILA PERKOWSKA [email protected]
Laboratoria BSE są zmuszone korzystać z testów, które przekłamują wyniki badań i dają wiele prób wątpliwych. Firma, która je dostarcza wygrała przetarg. Laboranci po cichu zaopatrują się jednak w produkty

sprzedawane przez bydgoską firmę ChS Computers, która przetarg przegrała.
BSE, czyli gąbczaste zwyrodnienie mózgu jest chorobą bydła, jednak odmiana BSE dotyka też ludzi. Może wywołać chorobę Creutzfelda-Jakoba. Dlatego mięso wołowe powinno być dokładnie przebadane pod kątem obecności prionów powodujących gąbczastość mózgu. W Polsce badania prowadzi się od października 2001 r. Dotąd wykryto 44 przypadki zachorowań bydła. Najwięcej, bo aż 20, w 2005 roku.

Trzy podejścia

Do tej pory testy na BSE laboratoria (jest ich w Polsce 6) kupowały ze środków budżetu państwa, roczny zapas kosztował około 30 mln zł. W połowie 2004 r. Jednostka Finansująco-Kontraktująca (pośrednicząca w zamówieniach z Phare) zorganizowała przetarg na dostawę 710 tys. testów, które miały być kupione za unijne pieniądze. Do konkursu stanęły m.in. szwajcarski koncern Roche Diagnostics i bydgoska firma ChS Computers. Komisja przetargowa wybrała ofertę ChS, a odrzuciła Szwajcarów. Powód: nie spełniała warunków specyfikacji, a konkretnie brakowało automatyzacji testów, co znacznie wydłużyłoby czas analiz. Roche oraz niektórzy polscy i unijni urzędnicy zaprotestowali. Umowy z bydgoską firmą nie podpisano.
Na początku 2005 r. jeszcze raz zorganizowano przetarg. Scenariusz się powtórzył: wygrało ChS, Roche złożyło protest. Konkurs znów unieważniono, a Polsce przepadło 12 mln euro z unijnej kasy. Testy trzeba było więc kupić ze środków budżetu państwa.
W listopadzie ubiegłego roku obie firmy stanęły do przetargu po raz trzeci. Bydgoszczanie z testami Bio-Radu, Roche z testami Prionix. ChS przedstawił ofertę na kwotę netto 25 mln zł, konkurenci na zaledwie 9 mln zł. Tymczasem Jednostka Finansująco-Kontraktująca oszacowała wartość zamówienia na prawie 31 mln zł. Nowa komisja przetargowa wybrała ChS Computers. Oficjalnie Roche przegrał z powodu zbyt mało wydajnej drukarki. Nieoficjalnie, nieprawidłowości było zdecydowanie więcej.

Import zagrożony

Szwajcarski koncern odwołał się od decyzji komisji, kierując sprawę do Urzędu Zamówień Publicznych. Jednak dzień przed rozprawą, z myślą o ChS, prezes UZP wydał zgodę Fundacji "Fundusz Współpracy" (w jej ramach działa JFK) na podpisanie umowy przed zakończeniem procedur odwoławczych. Działać trzeba było szybko. Gdyby do 30 listopada nie została ona podpisana, Polska po raz kolejny straciłaby unijne fundusze.
Wyrok arbitrów UZP nakazywał jednak od nowa rozpatrzyć oferty. Roche miało wtedy mocne poparcie Tadeusza Kozeka, podsekretarza stanu w Urzędzie Komisji Integracji Europejskiej. To on zadecydował o zawarciu umowy z Roche.
- 29 listopada otrzymałem od zamawiającego wezwanie, by następnego dnia podpisać kontrakt. Wieczorem przyszła jednak druga wiadomość: zamawiający wybrał ofertę złożoną przez Roche. Uważam, że uległ on naciskom ze strony ministra Kozeka. Jeżeli UE oferuje Polsce prawie 31 mln zł, to rozsądnie byłoby wykorzystać całą tę kwotę, a nie zaledwie jej część - uważa Jacek Stielow, szef ChS.
Z decyzją ministra Kozeka nie zgadzał się też Piotr Zaprzałek, wiceprezes "Funduszu Współpracy". W piśmie do prezesa FW zażądał wyłączenia go z dalszych postępowań. Twierdził, że działania ministra Kozeka narażają Polskę na utratę unijnych pieniędzy, a tym samym brak możliwości prowadzenia badań nałożonych na Inspekcję Weterynaryjną. Apelował, że zaprzestanie badań spowoduje zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi oraz zwierząt. Przyniesie też olbrzymie straty ekonomiczne i gospodarcze, na przykład zakazy importu mięsa wołowego z Polski.

Kosztowne odszkodowanie

Pod koniec grudnia ChS Computers skierował do sądu pozew przeciwko Roche Diagnostics Polska oraz Fundacji "Fundusz Współpracy". Domaga się ponad 10 mln zł odszkodowania. Wskazuje przy tym, że oferta Roche od samego początku nie spełniała narzuconych w specyfikacji warunków zamówienia. Wymagano bowiem m.in., by urządzenia nadawały się do przeprowadzenia testów na co najmniej 750 próbach w czasie 6-8 godzin. Tymczasem na wykonanie 750 prób testem rozprowadzanym przez Roche potrzeba około 11 godzin.

Robią zapasy

CIĘŻARÓWKA I MALUCH

Jacek Stielow, szef ChS Computers
Nie można porównywać naszej oferty z tą, którą przedstawił Roche Diagnostic Polska, bo to tak, jakby próbować porównać ciężarówkę z maluchem. Szwajcarzy nie spełnili warunków specyfikacji, dlatego jestem przekonany, że każdy punkt pozwu zostanie obroniony.

Od 30 stycznia tego roku we wszystkich laboratoriach BSE mózgi bydła powinno się badać testami Roche, zwycięzcy przetargu. Tak jednak nie jest. - Pracujemy na testach Bio-Radu - przyznają w Warszawie. - Zapewniliśmy sobie wcześniej ich zapas. Musimy go najpierw wykorzystać. Zapas stolica zrobiła jednak już po ogłoszeniu wyniku przetargu. Ze środków budżetowych kupiła wtedy od ChS 160 tys. testów. Mają wystarczyć do grudnia.
Również w Gdańsku, który wykonuje badania także dla województwa kujawsko-pomorskiego, na razie nie używa się testów Roche. - Przetargi na testy i sprzęt były bardzo trudne. Dwa pierwsze zostały unieważnione, nie wiedzieliśmy co będzie z trzecim. Nie mogliśmy dopuścić do przerwy w diagnostyce, dlatego kupiliśmy produkty Bio-Radu - tłumaczy Zbigniew Arendt, zastępca kierownika Zakładu Higieny Weterynaryjnej.

To, co dobre, do wymiany

Te laboratoria, które korzystają już z oferty Szwajcarów, nie ukrywają, że co rusz pojawiają się usterki i poważniejsze awarie. - Faktycznie, część sprzętu jest niezgodna ze specyfikacją. Wszystkie nieprawidłowości zgłaszamy serwisantom - mówi Henryk Mądry, dolnośląski wojewódzki lekarz weterynarii. - Wcześniej zaopatrywał nas ChS Computers i byliśmy bardzo zadowoleni. Ale tak to już jest w Polsce: jeśli coś jest dobre - trzeba to zmienić.
Czy urządzenia i testy Roche Diagnostics są złe? - Ja mogę mieć prywatne zdanie na ten temat, ale nie wyjawię go - mówi dyrektor Mądry. Dodaje, że początkowe kłopoty wynikały głównie z przyzwyczajenia pracowników do starego sprzętu. - Myślę, że to kwestia opanowania urządzeń.
W lutym Wiktor Niemczuch, kierownik Zakładu Higieny Weterynaryjnej we Wrocławiu sporządził jednak protokół, w którym wyliczył wiele nieprawidłowości. Roche sprawę wyjaśnił, ale jeszcze w tym samym miesiącu szef ZHW wysłał pismo do Izabelli Nowakowskiej, dyrektor Jednostki Finansująco-Kontraktującej informując, że koncern nadal nie wywiązuje się z umowy. Dostarczany sprzęt psuł się, a awarie usuwano dopiero po kilku dniach. Przez ten czas pracownicy laboratorium musieli badania wykonywać ręcznie. To zdaniem Niemczucha znacznie wydłużało czas pracy i "rodziło zagrożenie popełniania błędów przez zmęczonych pracowników".

Wyniki z wątpliwościami

Każda zbadana

Testy na BSE muszą być przeprowadzone na każdej sztuce bydła mającej ponadj 30 miesięcy. Inaczej mięso nie zostanie dopuszczone do obrotu. UE zastanawia się jednak nad podniesieniem wieku do 36 miesięcy, ponieważ w większości krajów Wspólnoty spada liczba prób dodatnich.

Ze sprzętu Roche nie było też zadowolone Leszno, które pracowało na nim przez półtora roku, od lutego 2004 r. Przed rozstrzygnięciem przetargu ogólnopolskiego, ogłosiło kolejny konkurs lokalny. Wygrała go firma Abott. - Mieliśmy kłopot tylko z jedną serią Roche. Udowodniliśmy producentowi, że była wadliwa. Oprócz tego, przez cały czas zmagaliśmy się z łamiącymi się pipetami - twierdzi Tadeusz Banach, kierownik leszczyńskiej pracowni BSE. Dyrektor Mądry dodaje natomiast, że przez problemy z Roche Leszno zwracało się do Wrocławia z prośbą o pomoc w przeprowadzaniu badań. - Przy użyciu tych testów wychodziło im wiele prób wątpliwych.
Teraz Leszno pracuje w oparciu o irlandzkie testy koncernu Abott. Także tam twierdzą, że mają zapas, który trzeba wykorzystać. Nieoficjalnie wiadomo, że w produkty zwycięzcy przetargu nie chce zaopatrywać się również Kraków. Kupuje od bydgoszczan, po raz ostatni w zeszłym tygodniu, testy Bio-Radu. Na pytanie, czy to prawda, Grzegorz Kawiecki, zastępca małopolskiego inspektora weterynarii mówi: - Nie odniosę się do żadnego pani pytania.
Pracownicy laboratoriów narzekają na fatalną jakość sprzętu dostarczanego przez Roche. Obawiają się, że testy przekłamują wyniki badań, tymczasem Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, nadzorujące inspekcje weterynaryjne, próbuje sprawę wyciszyć. - Resort rolnictwa kazał podpisać protokół odbioru, a kolejne usterki po prostu zgłaszać - przyznaje dyrektor Henryk Mądry. Protokół więc podpisał. Na pytanie, czy czuł nacisk ze strony ministerstwa, odpowiada: - Trudno mi to skomentować.

Wezwani na dywanik

W czwartek z przedstawicielami Roche Diagnostics Polska spotkał się Krzysztof Jażdżewski, główny lekarz weterynarii. Przyznał, że skargi kierowników laboratoriów docierają do niego bardzo często. Czy tego więc dotyczyła rozmowa? - Nic na ten temat nie powiem - uciął krótko.
Z kolei Andrzej Banaszkiewicz, dyrektor Roche Diagnostics Polska mówi tylko: - To żałosne pomówienia. ChS nie jest dla nas żadną konkurencją. A z realizacją zamówienia nie mamy problemów. Jeśli pojawiają się jakieś drobne kłopoty, od razu są rozwiązywane.

***

Jakie mogą być skutki używania przez laboratoria wadliwego sprzętu i testów, mających wykrywać priony BSE w krowich mózgach. A takie, że laboratoria prionów nie wykryją, a mięso chorego bydła trafi do sklepów, z nich do naszych kuchni, a w końcu na nasze talerze. Urzędnicy, którzy zadecydowali o tym, z kim zostanie podpisany kontrakt na dostawy do laboratoriów nie widzą problemu. Może nie jedzą wołowiny? Ja natomiast tak!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska