Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Była w nas złość

Roman Laudański
- Nikt nie zasłużył na to, żeby wracać z Iraku z urazem psychicznym - mówią żołnierze. Ale na długo zostali naznaczeni piętnem wojny: stresem pola walki.

     Dotychczas polska armia niechętnie przyznawała się do tego, że nasi żołnierze nie bardzo radzą sobie ze stresem. Pierwsze, nieśmiałe informacje pojawiały się po tym, jak jak do kraju odesłano żołnierza, którzy śmiertelnie postrzelił kolegę.
     Potem wróciła ośmioosobowa grupa tych, którzy walczyli ze zwolennikami al-Sadra. Dopadła ich ostra reakcja na stres. Działa natychmiastowo i paraliżująco. W żołnierzu nie ma już woli walki. W przeciwieństwie do PTSD - zespołu stresu pourazowego, który może objawić się nawet kilka lat po zakończeniu działań wojennych.
     Rozmawiamy szczerze?
     
- Pod warunkiem całkowitej anonimowości - zastrzegają iraccy "kombatanci". Z różnych miast i zmian. Stopnie są nieistotne.
     Wszyscy się zgadzają, że to, co Polacy tam zrobili, to rzecz absolutnie świetna. - Sprawdziliśmy się, to bezdyskusyjne, ale stres narastał od początku - podkreślają na wstępie.
     Rekrutacja.- Najlepszy byłby rozkaz: jechać i cześć. To byłoby po prostu uczciwsze. Owszem, byli ochotnicy, co pojechali tam dla forsy, ale inni nie mieli wyjścia. Jechaliśmy, bo odmowa równałaby się wykopaniem z armii.
     Rozmowy kadrowe:
- Stajesz przed komisją. - Chcecie jechać? - Nie. - To co tu robicie!? - No, przyszedł faks do jednostki... - A czy wiecie, że jednostka się przeformowuje i chyba waszego etatu już nie będzie? - pyta ktoś z komisji. - Mogę to przemyśleć? - Macie pięć minut. Jak nie, to piszcie podanie o zwolnienie z armii.
     - A inni nie mieli nawet tyle czasu! - wybuchają.
     - Nikt nie zasłużył na to, żeby wracać z Iraku z urazem psychicznym. Niektórzy w ogóle nie powinni się tam znaleźć! Trzeba było szukać ludzi, którzy może lepiej radzą sobie ze strachem, ale na to nie było czasu, bo przecież nikt z polityków o tym nie pomyślał.
     - Bywało, że człowiek mniej martwił się tym, co działo się w Iraku niż tym, co czekało go po powrocie do kraju. Niby na wszystkich miała czekać praca, ale jak służysz w Szczecinie, a dostajesz przydział - dajmy na to - do Przemyśla, to nikt nie skacze z radości. Gdyby armia miała więcej służbowych mieszkań, to proszę bardzo, ale życie w internacie, to nic miłego.
     Strach, przemęczenie, przełożeni...
     
... te trzy czynniki najczęściej rodziły stres.
     - Pierwszą zmianą dowodził typowy sztabowiec. "Nasz" Bieniek zupełnie inaczej podchodził do ludzi i problemów. - "Genialni" dowódcy zdarzają się wszędzie. Wyjeżdżają najróżniejsi sztabowcy i nie każdy sobie radzi w Iraku, a od nich zależy czyjeś życie. Podczas pierwszej zmiany ludzie byli po prostu cholernie zmęczeni. Sześć godzin służby, sześć gotowości i sześć odpoczynku. Bieniek to zauważył, teraz dodatkowe wolne dostajemy "za nadgodziny" po powrocie do kraju.
     - Strach, przemęczenie i rozłąka były najgorsze. Ze strachem radziliśmy sobie różnie. Trzeba było dużo gadać ze sobą, wyrzucać to z siebie. Wszyscy pokazywali sobie zdjęcia z domu, dzieciaków i żon. Nawet teściowa była ideałem.
     - Popatrz na kierowców z konwojów. Wywiad sygnalizował, że mogą być zamachy, ale jechali, choć z duszą na ramieniu. Ryzyko było zawsze, ale nie wysyłali chłopaków tam, gdzie na pewno mogli oberwać - _wspominają. Problem w tym, że oberwać mogli teoretycznie wszędzie.
     - _Rozmawialiśmy o normalnym życiu, o marzeniach. Ktoś się śmiał, że żona bardzo chciała wylecieć na urlop do ciepłych krajów. A u nas 40-50 stopni w cieniu!

     Znowu będą strzelać
     
Jeden przez drugiego: - Wsiadało się do postrzelanego samochodu i nie było pewności, że następna kula nie trafi w ciebie.
     - Po patrolach i konwojach mówiliśmy głośno, jacy to z nas byli macho. Pewnie, że czasami chciało się wszystko rzucić w czorty.
     - Najgorsi byli ci, którzy zarażali innych własnym strachem i ci, którzy zamykali się w sobie. Nie znosiłem rozpamiętywania, że tu i tu ciągle do nas strzelają i znowu będą strzelać. Jak z tych samych chałup ktoś do nas strzelał, to należało tam jechać i spacyfikować gości, a nie udawać, że my tylko stabilizujemy.
     - Nikt normalny nie pochwala torturowania więźniów, ale jak Amerykanom ginęli koledzy, a inni zostawali kalekami, to nerwy mogły im puszczać. U nas gościu brał flaszkę i rozpijał. Alkohol był trudno dostępny, ale był - chociaż nie w takich ilościach i nie tak często jak na innych misjach. Po każdym zamachu na koalicjantów, po strzelaninie przychodził taki moment, że nie można było patrzeć na Arabów. Była w nas złość.
     Praktyka po teorii
     
Po ciężkich walkach ze zwolennikami al-Sadry w Nadżafie kilku polskich żołnierzy wróciło z Iraku z objawami stresu bojowego. Jak się okazuje, nie była to pierwsza grupa, która szukała pomocy u lekarzy psychiatrów.
     W 2001 roku doktor Jan Wilk, ordynator psychiatrii 10 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy obronił pracę dyplomową w Akademii Obrony Narodowej "Działanie grupy wsparcia psychiatryczno-psychologicznego w sytuacjach kryzysowych". Przeanalizował wojny z ostatnich 50 lat. Od Korei i Wietnamu, przez afrykańskie w Czadzie, Sudanie czy Angoli, izraelskie: Jom Kippur, 6-dniową i Pokój dla Galilei. Jeszcze Falklandy i "Pustynną burzę". Teraz nie potrzebuje już teorii, bo pomaga konkretnym żołnierzom, którzy wrócili z Iraku. Tym, których przerosła wojenna rzeczywistość.
     - Ostra reakcja na stres może dotknąć nawet 60 procent żołnierzy z pododdziałów bojowych - tłumaczy doktor Wilk. - Pojawia się lęk, obezwładniająca trwoga. Żołnierz zamiast walczyć lub jechać na następny patrol, zaczyna dygotać, nie może jeść i spać. Taki stres mógł pojawiać się np. u żołnierza obsługującego ciężki karabin maszynowy umieszczony na wieżyczce wartowniczej, gdzie musi być on gotowy do natychmiastowego otwarcia ognia do pojazdów, które nie zatrzymają się przed obozem.
     Z ciężką depresją wrócił do Polski żołnierz, który postrzelił śmiertelnie swojego kolegę. Być może proces wyjaśni, czy zrobił to z przemęczenia czy w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z bronią (polscy żołnierze w Iraku poruszają się z przeładowaną, ale zabezpieczoną bronią).
     - Terroryści próbowali nas na wszystkie sposoby, aż dziw, że tak mało padło. - U tych, którzy dostali się pod ostrzał, widać było strach w oczach, ale jak czekasz, aż w ciebie rąbną, to też się boisz. Myślę, że część ludzi z jednostek bojowych z czasem obojętniała. Może i ktoś przeżywał załamania nerwowe - nie wiem.
     Wsparcie psychiatrów
     
- Armii zależy na jak najszybszym odnowieniu zdolności bojowych żołnierzy, którzy wracają z pierwszej linii porażeni ostrą reakcją na stres - mówi doktor Jan Wilk. Dlatego np. Izraelczycy tworzyli Centra Terapii Stresu Pola Walki, czyli specjalne obozy, w których wojskowi psycholodzy, psychiatrzy i terapeuci (w amerykańskich wojskach także prawnicy i kapelani) zajmowali się żołnierzami. Wysłuchiwali opowieści o najgorszych chwilach, pomagali przeżywać je na nowo, skanalizować emocje i zdystansować się do wspomnień.
     Po każdym traumatycznym przeżyciu w Iraku (np. śmierci żołnierzy, zamachach bombowych) do pomocy polskim żołnierzom ruszali psycholodzy i psychiatrzy. Robili to z lepszym lub gorszym skutkiem. Jednak trzeba powiedzieć, że nagła decyzja przyłączenia się Polski do misji w Iraku nie dała możliwości odpowiedniego przygotowania terapeutów.
     Wyobcowani weterani
     
O wiele później odzywa się w żołnierzach zespół stresu pourazowego (PTSD). To grupa zaburzeń objawiająca się m.in. natrętnymi wspomnieniami, omamami słuchowymi i węchowymi. Według amerykańskich i brytyjskich danych aż 37 procent żołnierzy może na to cierpieć. Jedna zmiana w Iraku to ok. 2,5 tysiąca żołnierzy. 800 z nich może dotknąć zespół stresu pourazowego.
     - Strzał samochodowej "gumy" na ulicy, wybuch fajerwerków czy petard może doprowadzić do nieoczekiwanej reakcji - człowiek będzie nagle szukał schronienia, wystraszy się, może dostać bezgłosu lub niekontrolowanego oddawania moczu - tłumaczy doktor Wilk.
     Ten rodzaj stresu poznaliśmy w filmie "Rambo". Weteran wojny wietnamskiej nie mógł odnaleźć swego miejsca w tzw. normalnym społeczeństwie.**- W takich żołnierzach rodzi się niechęć do wychodzenia ze świata wojny. Przeżyli, mogli polegać tylko na sobie. Na wojnie wszystko było czarno-białe. Oni byli ci dobrzy, a wrogowie źli. Wracają do kraju i okazuje się, że nie byli bohaterami, a okupantami. A przecież - w myśl maksymy świętego Franciszka - "do innych rzeczy byli stworzeni", a nie do wyrzucania śmieci w domu czy chodzenia na wywiadówki do dzieci. Tacy żołnierze szukają później ucieczki w narkotykach, alkoholu lub przystają do grup przestępczych. To była specyfika rosyjskich weteranów z Afganistanu i Czeczenii - mówi wojskowy psychiatra. - Mogą pojawić się również problemy w domu.
     
Z krzykiem w środku nocy
     **- Pewnie w każdej jednostce bojowej są ludzie, którzy po powrocie z Iraku nie mogą sobie znaleźć miejsca. Nie potrafią żyć w normalnym świecie. Po służbie grzęzną w barach, mieszkają w jednostkach, bo nie mogą wytrzymać w domach. Ale to chyba nie stres bitewny, może to coś na kształt syndromu misyjnego. Są tacy, którzy jeździli z jednych misji na drugie. Jak nie mieli innych pasji, zainteresowań poza wojskiem, to stracili potrzebę bywania w normalnym świecie. Po Iraku jakaś grupa też pewnie budzi się z krzykiem w środku nocy. Mają natrętnie powracające obrazy wybuchów, rozerwanych ciał - mówią żołnierze.
     Doktor Jarosław Szpingier, psychiatra z 2 Szpitala Operacji Pokojowych we Wrocławiu był w Iraku z pierwszą zmianą, a niedługo poleci tam ponownie. Tłumaczy, że zupełnie inaczej zareaguje na widok zabitych i okaleczonych dzieci ktoś, kto dzieci nie ma i osoba mająca własne dzieci w tym samym wieku.
     - Żołnierze pierwszej zmiany wyjeżdżali do Iraku z medialnym wyobrażeniem wojny - tłumaczy doktor Szpingier. - Oglądali filmy, grali w komputerowe "strzelanki", a tam nie ma możliwości wyłączenia telewizora lub komputera, ba - są tam miejsca bezpieczniejsze, ale nie ma całkiem bezpiecznych. To nie jest wycieczka krajoznawcza. Na to, że niektórzy pękają, nie ma wpływu wyłącznie wojna. U części z nich coś już działo się wcześniej.
     Potrzebującym pomocy psychologicznej wojsko proponuje turnusy rehabilitacyjne w sanatoriach, ale już rodzinom każe płacić za pobyt, czyli miesiąc irackiego żołdu byłby z głowy.
     Decydując się na udział w irackiej misji polska armia nie miała doświadczeń bojowych. - Widoczne w Iraku skutki działań wojennych - zniszczone domy, pozabijani i okaleczeni ludzie - są nie bez wpływu na to, o czym myśli się później i jak postrzega się świat - przyznaje Jarosław Szpingier.
     Ministerstwo Obrony Narodowej podaje, że dotychczas ostra reakcja na stres dotknęła 34 żołnierzy. Żaden nie został zwolniony z armii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska